Dark Side Of Tomlinson

środa, 23 lipca 2014

The End




Zajrzałam do skrzynki pocztowej, znajdującej się zaraz obok drzwi frontowych. Pozbierawszy wszystkie koperty znajdujące się w metalowej skrzynce, ruszyłam schodami na piętro. Zakapturzona postać kompletnie mnie przerażała, powodując że przyspieszyłam swoje tempo do granic możliwości, by jak najszybciej ją minąć. Moje dłonie drżały z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, a serce omal nie wyskoczyło z mojej piersi, kiedy poczułam mocny uścisk męskiej dłoni na moim lewym  nadgarstku. Obcy powoli wstał, by zrównać się ze mną wzrostem. Zrównać tylko i wyłącznie, dlatego że stał kilka schodków niżej. Miał szerokie barki i kontrastujące z nimi chude nogi.


- Ja…- wyszeptałam, jednak mój głos ugrzązł w gardle.


Chłopak zaczął opuszczać czarny kaptur, ukazując twarz pokrytą kilkudniowym zarostem.


- Harry?- pisnęłam, zakrywając usta.
- Hej.


Lokaty wyglądał jakby od wyjazdu z Londynu przespał jedynie cztery godziny.


- Co ty tutaj robisz?- zapytałam, wieszając się na jego szyi.
- Musimy porozmawiać.- odparł poważnym głosem.
- Um… Okej.


Mój ukochany kroczył metr za mną, obserwując jak wygrzebuję klucze  z zawartości torebki.


- Wejdź.


Drewniana powłoka uchyliła się, a Harry bez zbędnego ociągania się ruszył prosto do mojej sypialni.


- O co chodzi? Spójrz na mnie.


Chłopak zawiesił na mnie swój smutny wzrok. Wiedziałam, że nie ma dla mnie zbyt miłych wieści. Ku mojemu zaskoczeniu wyjął telefon z kieszeni, po czym szybko napisał na oko krótkiego sms-a.


- Porozmaw…- przerwałam, kiedy moja komórka zawibrowała, sygnalizując nadejście nowej wiadomości.


„ Poznałem kogoś.”


W momencie, w którym spojrzałam na wyświetlacz, mój świat legł w gruzach i wcale nie zdziwiłabym się, gdyby Harry usłyszał trzask łamanego serca w mojej piersi. Poznał kogoś. Poznał kogoś lepszego ode mnie i przyszedł się pożegnać.


Dlaczego każdy się ze mną żegna?!


- Lottie… Ja…


Zrobił krok w moją stronę, jednak ja zrobiłam to samo w przeciwnym kierunku, nie zrywając naszego kontaktu wzrokowego.


- Nie. Po prostu się odsuń.- syknęłam.
- Layla jest naszą trenerką…
- Zdążyłeś zakochać się w niej w pięć… W pięć cholernych dni!?
- Wiesz jak to jest, kiedy kogoś poznajesz i od razu…
- Tak, wiem. Miałam tak z Tobą, ale… Nie. To jest jakaś paranoja!
- Charlotte… Kocham Cię.


Fakt, że potrafił po takim wyznaniu powiedzieć mi prosto w twarz „Kocham Cię”, jeszcze bardziej mnie zranił. To było to czego najbardziej się obawiałam.  Każdy w końcu odchodzi… Nic nie trwa wiecznie.


- Harry… Wyjdź, okey? Zrób to dla mnie i wyjdź.
- Mogę tylko…


Ze łzami w oczach patrzyłam, jak zbierał swoje ubrania i kosmetyki do walizki wyjętej spod łóżka. Nie spojrzał na mnie ani razu, jakby mnie unikał.


Cóż za ironia.


- To chyba wszystko.- stwierdził, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nie.


Delikatnie rozpięłam łańcuszek z samolocikiem, po czym wcisnęłam go w jego dużą dłoń.


- Zareagowałaś lepiej niż przypuszczałem.- uśmiechnął się słabo.


Te zdanie sprawiło, że miałam ochotę uderzyć jego głową o najbliższą ścianę, po czym zrobić to samo ze swoją.


Jesteś podły, ale wciąż Cię kocham.


- Żegnaj, Lots.


Obserwowałam jak jego puszyste loki podskakują raz za razem, kiedy kroczył wprost do drzwi z napisem zwiastującym nowy rozdział w moim życiu pod tytułem:  „Lottie. Jesteś sama jak patyk.”.  Oczywiście tylko ja widziałam ten napis, ale wiedziałam, że właśnie tak będzie wyglądała moja codzienność. Harry odwrócił się ostatni raz, kiwnął do mnie głową, po czym zniknął w tłumie, zamieszkującym dżunglę zwaną Londynem.


- Co się stało?- zapytała niczego nieświadoma Demi, ziewając przeciągle.
- Ja…


Niespodziewanie wtuliłam się w nią, wylewając przy tym hektolitry łez, jakby dotychczas mocna tama w moich oczach nagle pękła.


- Hej. Hej…- szepnęła, gładząc moje włosy.- Będzie dobrze. Co się stało?


Nie czułam się na siłach, by jej odpowiedzieć… Nie czułam się na siłach, by dłużej żyć.  Myślałam, że moje życie wreszcie powróciło do pionu, jednak w chwili, kiedy mój telefon zawibrował, dostrzegłam iż znów jestem na samym, ciemnym dnie. Chyba nigdy nic się nie zmieni. Zawsze będę kochała za mocno. Odczuwała za mocno. Przywiązywała się za mocno i za mocno przeżywała rozstania. Każda osoba, którą pokochałam w swoim życiu, odchodziła ode mnie i już nigdy nie wracała… Jak mówi tekst jednej ze starszych piosenek:
Jestem tylko nastoletnim frajerem, Kochanie.

Właśnie ja… Nikt inny, tylko Charlotte Davis jest idealnym przykładem nastoletniego frajera. Byłam nim od urodzenia, tylko momentami miałam małe przebłyski, gdy sądziłam, że coś znaczę… To był błąd.



LOUIS’S POV


Wiele kartonów pałętało się na zewnątrz jak i wewnątrz budynku, podczas gdy Amber i ja nadal zbieraliśmy bardziej wartościowe i sentymentalne dla mnie przedmioty. Eleanor jedynie przyglądała się całemu młynowi, popijając wino z kryształowego kieliszka. Niall, chcąc pomóc, opróżniał zawartość  lodówki. Jak się domyślacie, a może i nie… Dzisiaj opuszczam stolicę, by zamieszkać we Francji z moją przyszłą żoną.


- Pożegnałeś się z Charlotte?- odezwała się Amber.


Na dźwięk jej imienia moje serce przyspieszyło, a jeden z kuferków z biżuterią El wypadł z moich rąk, przy akompaniamencie grzechotu opadając na podłogę.


- Louis! Uważaj! To samo złoto i srebro!- krzyknęła Eleanor z grymasem na twarzy.
- Przepraszam.- odezwałem się, po czym nachyliłem się do Am.- Nie pożegnałem się tak jak planowałem… Ona nie chce mnie znać.
- Nie bądź głupi. Jesteście tacy sami. Kochacie, a boicie się cokolwiek zrobić, by znów być szczęśliwymi. A z nią? Z nią jesteś szczęśliwy?
- Nie mieszaj się w to.
- Będziesz żałował.


Przez moment przyglądałem się narzeczonej. Ta dostrzegając mój wzrok na sobie uśmiechnęła się, jednak już sekundę później uśmiech zniknął z jej ust. Jak zwykle. Czy wiedziałem, że mnie wykorzystywała? Jasne. Macie mnie za jakiegoś idiotę? Pozwalałem jej na to, ponieważ tego oczekiwała ode mnie rodzinka. Mojemu dorastaniu towarzyszył ciągłe wymagania i plany na przyszłość, o której niegdyś nie miałem ochoty nawet myśleć. Wiem, że to co mówię brzmi jak opowiadanie pod tytułem „Zwierzenia egoisty.”, ale tak nie jest. Naprawdę nie zależało mi jakoś bardzo na przejęciu korporacji Tomlinson S.A., ale wiedziałem ile wysiłku i czasu włożyli w tworzenie jej moi dziadkowie, pradziadkowie oraz mój własny ojciec. Harry wolał zajmować się boksem, podejrzanymi interesami oraz… Wyrywaniem kolejnych lasek. Dlaczego zrezygnowałem z Lottie, mimo że ją kochałem? Odpowiedź jest prosta i wszystkim znana. Widziałem uśmiech na jej słodkiej twarzy za każdym razem, kiedy go widziała i wiedziałem, że jeśli chcę żeby była szczęśliwa to muszę zgodzić się na jej odejście. Czy żałuję? Jak niczego innego w moim życiu. Jeśli ten dupek kiedykolwiek ją zrani to nogi z dupy powyrywam.


Obiecanki cacanki.
Opuszczasz Anglię.
Nie będziesz wiedział co się tutaj będzie działo.


- Louis? Musisz się pospieszyć.- głos Eleanor wyrwał mnie z zamyślenia.
- Uh.


Ostatnie kartony wylądowały w samochodach do przeprowadzek, po czym ja, El i Niall pojechaliśmy na lotnisko poza miastem skąd miał wystartować mój prywatny samolot. Drugim do Paryża miały dotrzeć nasze rzeczy.


-Au Renoir Londres.- powiedziałem cicho, po czym wszedłem do wnętrza pojazdu, by drzwi mogły zostać zamknięte.


To koniec.



LOTTIE’S POV


Od kilku godzin tkwiłam nieprzerwanie w objęciach ramion Demi, płacząc i użalając się nad swoim losem.


- Byłam taka głupia…- wyszlochałam.
- Cii…


Czułam niesamowitą pustkę, jakby nieobecny na mojej szyi samolocik ważył dwa kilogramy. Harry stał się kolejną blizną na moim sercu, ale ta blizna była głębsza niż pozostałe, ponieważ do niego przywiązałam się najbardziej… A Louis? Louis’owi pozostało dziewięć dni w Londynie i… Kolejna osoba zniknie jakbym nigdy dla niej nie istniała. W ciągu ostatniego roku przekonałam się, iż można kochać dwie osoby na raz. Kochałam Harry’ego, ale to Boo zawsze był dla mnie tym jedynym, wyśnionym ideałem.


- Kochamy Cię.- wyszeptała przyjaciółka.
- Wy też mnie opuścicie.- histeryzowałam.
- Nieprawda.


Moje życie to jakieś jedno wielkie przedstawienie albo żart losu. Czy zrobiłam coś, że nigdy nie mogę być szczęśliwa?!


- Demi… Oddaj mi Liam’a.- zażartowałam, mimo wewnętrznego bólu.
- Jasne. Jak wróci to podeślę ci go pocztą. – zachichotała.- Uśmiechnij się. Na ziemi jest kilka miliardów ludzi i gdzieś tam jest ten twój książę na białej lamie.
- Lamie?! Nie zasługuję na konia!?- ukryłam twarz w dłoniach.
- Zasługujesz, ale ty jesteś jedyna w swoim rodzaju, więc twój książę nie może być jakimś tam szarakiem.
- Poprawiasz mi humor.
- Cieszę się z tego, Skarbie. Widziałam przez okno jak żegnałaś się z tym Jake’iem i … Wiesz co? Długo to ty nie pobędziesz singielką. Ten chłopak patrzył na Ciebie jak na obrazek.
- To tylko… Tylko przyjaciel.- wychlipałam.
- Nie płacz już.


Rozległo się pukanie do drzwi naszego mieszkania.


- Kto do cholery przychodzi o 2 w nocy?!- Lovato oburzyła się pod nosem


Usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, jednak nikt nie wszedł do środka.


- To nie jest odpowiedni moment, Niall.
- Muszę z nią porozmawiać.
- Jest środek nocy.
- Muszę.


Blondyn był okropnie blady, mimo to jego oczy nadal iskrzyły się tym charakterystycznym zawadiackim płomyczkiem.


- Lots?- zawahał się.
- Mówię serio. Nie powin…- Demi położyła dłoń na jego ramieniu.
- Przepraszam. Wiem, ale to ważne.


Chłopak usiadł obok mnie i opuszkami palców opuścił koc z mojej twarzy.


- Co się stało?
- N-Nic takiego.
- Chyba jednak nie powinienem był tutaj…
- Mów.
- Lepiej nie.
- Niall.


Irlandczyk nie spojrzał na mnie, jednak podał mi malutkie pudełeczko z logo jakiegoś domu jubilerskiego.


- Co…
- Muszę iść.


Zostałam sama, podczas gdy Dems postanowiła odprowadzić naszego przyjaciela do drzwi. Niepewnym ruchem uniosłam wieczko, by moim oczom ukazała się złota bransoletka wzroków o szerokości około 2 centymetrów.


- Co to?


Tuż nad ozdobą znajdowała się malutka kartka:


„Kupiłem ją rok temu dla Ciebie.
Przepraszam.
Kocham Cię.
Louis xx”


Rzuciłam się w stronę telefonu, by do niego zadzwonić, jednak jedyne co słyszałam to: „Abonent tymczasowo…”.

„ To śmieszne. Masz wszystko i nagle nie masz nic.”


Ilość słów: 1580

__________________________________________________________________

Hej ;c

Jak mówi nazwa rozdziału... To koniec, ale jeszcze nie
raz "spotkamy" się na innym blogu. Druga część powinna pojawić
się dość szybko :) Stworzyłam już zakładkę z bohaterami,
więc... Ostatni rozdział tej części jest dość krótki, ale nawet
nie wyobrażacie sobie jak bardzo emocjonowałam się
podczas pisania ;c xD Zakończyłam dość smutno, ale...
Będzie ciąg dalszy i mam nadzieję, że niektóre z Was
pozostaną ze mną i bohaterami ♥ Mam prośbę...

Czy każdy kto przeczytał ten rozdział, mógłby zostawić po sobie komentarz?
Chociaż pod ostatnim? Chciałabym wiedzieć, że przeczytałyście i
miałabym motywację do szybszego pisania :)

Little Bird 

Btw. Kocham Was <3

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 35




Pamiętajcie o zapisywaniu się do Informowanych drugiej części :) 


- Otworzę.- powiedziałam, słysząc pukanie do drzwi.

Jeszcze chwilę po otworzeniu drzwi przed gościem, przecierałam zamglone przez łzy oczy. Domyślałam się, że prawdopodobnie za progiem stoi Kate, bądź jedna z naszych zrzędliwych sąsiadek, by poprosić o ściszenie już i tak ledwo słyszalnego filmu. Jednak w momencie, w którym zostałam przyparta do ściany obok wejścia, wiedziałam już, że na pewno nie jest to kobieta.

- Co do…

Zauważyłam Lou, delikatnie zamykającego drewnianą powłokę.

-Co ty tu robisz?!- szepnęłam oskarżycielskim tonem.- Idź mi stąd!
- N…
- Kto… Co? Um. Ja… Ten.- Demi była zdezorientowana na widok Bruneta, stojącego zdecydowanie za blisko mojego ciała.

W chwili, w której moja przyjaciółka ulotniła się do salonu, Boo Bear ujął moją dłoń, by zabrać mnie do mojej sypialni.

- Co ty tu do cholery robisz?!
- Płakałaś?- zmrużył oczy.
- Oglądałam filmy z Demi, dopóki się nie pojawiłeś.

Byłam szczęśliwa, dopóki się nie pojawiłeś.
A może nie?

- Nie mogłem spać… Wyszedłem z domu i nie wiem… Po prostu. Jestem tutaj.- wyjaśnił, jakby nie potrafiąc zmierzyć się z moim wzrokiem.

Ten mężczyzna, który stał wtedy przede mną ani w jednym calu nie przypominał statecznego profesora na światowej klasy uczelni. Ten tutaj bardziej przypominał zagubionego nastolatka. Obcisłe czarne spodnie, brudne vansy i rozciągnięta szara koszulka, to zdecydowanie nie jest opis ubioru nauczyciela. To był prawdziwy Lou. Lou, przed którym nie stawiano kolejnych wyzwań. Lou, który potrafił rozśmieszać ludzi w swoim otoczeniu. Lou, który wolał spędzać czas z przyjaciół, niż zarabiać pieniądze. Właśnie w takim chłopaku niegdyś się zakochałam.

- Dlaczego do mnie?- zapytałam drżącym głosem.
-Przyzwyczajenie?- zawahał się.- Chyba bardziej kierowała mną tęsknota.
- Tęsknota?
- Nie pytaj. Pytania nie są dla Ciebie i dla mnie dobre.
- Owszem.
- Niedługo zniknę z uniwerku… Zmienię status z kawalera na… Ugh. Tęsknię za Nami. Tęsknię, rozumiesz? 
- Louis…
- Nie, Lottie. Nie tym razem. Tęsknię za Tobą tak bardzo, że czasami mam ochotę wyrywać sobie włosy z głowy. Nie wszystko się pozmieniało… Będę miał żonę, ale to ty zawsze będziesz moją pierwszą… Miłością? Nie jest tak, że nadal Cię kocham. Kocham Eleanor, ale pozostaje ten sentyment…

Ałć. Zabolało.

Sentyment, kurwa?
Serio?
Boże.

Staliśmy przez moment w ciszy, wpatrując się tylko w siebie nawzajem.

- Dziękuję za pokochanie mnie.- powiedział.
- Jak można Cię nie kochać.

Zacytowaliśmy jedną z pierwszych komedii, jaką razem oglądaliśmy. 

- Dziesiątego września przeprowadzamy się do Francji, otwieram tam nową firmę… Mam nadzieję, że zdążę jeszcze się z Tobą pożegnać.
- Może…
- Więc…
- Więc…

Nagle przytulił mnie w ten sam sposób, przez który kilka miesięcy temu czułam motylki w brzuchu, a moje kolana miękły.

- Do jutra.
- Do jutra.- pokiwałam głową.

Cholernie trudno było mi zasnąć tej nocy. Gdy tylko zamykałam oczy, w mojej głowie pojawiały się te dobrze znane mi błękitne tęczówki. Dlaczego powiedział tak wiele pełnych uczucia słów?

Tęskni za Tobą.

Było tak dobrze, dopóki Harry nie wyjechał. Kiedy nie miałam Loczka u swojego boku, czułam się bezbronna i samotna… Samotna ja to ja, która analizuje i wspomina. Robię wtedy to czego nie powinnam. Zdecydowanie nie powinnam rozmyślać i śnić o kimś kto złamał moje serce, po czym mnie ignorował. 


*.*.*


- Naleśnika?- zaświergotała rankiem Kate.
- Nie. Nic chyba dzisiaj nie przełknę.- mruknęłam.
- Nie dziwię się.- powiedziała pod nosem Dems.
- Co to znaczy?
- Naszą kochaną Lottie odwiedził wczoraj Lou.
- Co? Co? Co chciał?- skupiły się na mnie.
- Rozmawialiśmy. Niedługo żeni się i przeprowadza do Francji, chciał się pożegnać.- wzruszyłam ramionami.
- Przygwożdżając  Cię do ściany?
- Nie pytaj. Niedługo wyleci stąd i już nigdy więcej go nie zobaczę.
- I jak się z tym czujesz?- Kate nachyliła się, by lepiej słyszeć moją odpowiedź.
- Czuję się… Czuję się jak na spotkaniu z psychologiem czy terapeutą. –gwałtownie wstałam od stołu, by zmienić ubrania w łazience.


*.*.*


Tego dnia rodzeństwo Mystery  (Danielle, Jai, Luke) nie pojawiło się na uczelni. Lucas miał trening piłki nożnej, a  Mason ćwiczył z chórem do jakiegoś ważnego koncertu.  Hale, ja, Nash i Cameron spędzaliśmy przerwy pomiędzy zajęciami na placu przed uniwersytetem, sącząc kawę z automatu. 

- Słuchaj…- Jake uśmiechnął się nieśmiało.- Dzisiaj niedaleko Londynu rozłożyli wesołe miasteczko i…
- I?
- I zastanawiałem się czy… Czy może zechciałabyś wybrać się tam… ze mną?- jąkał się.
- Aww. 

Musiałam to zrobić! Rumieniący się chłopak to dla mnie najbardziej uroczy widok świata.

- Co?- jego oczy rozszerzyły się.
- Nie. Nic. W sumie to dzisiaj chyba nie mam żadnych planów, więc… Tak. Z chęcią.
- Serio?
- Oczywiście!- zachichotałam.
- Przyjadę po Ciebie o 17.
Louis rozmawiał z jednym z uczniów niedaleko nas, opierając się o ścianę. Miał na sobie eleganckie buty, białą koszulę, kamizelkę od garnituru oraz czarne spodnie.

- Na kogo tak patrzysz?- zaciekawił się Cam.
- Um… Tak sobie patrzę.

W tym samym momencie Tommo utkwił we mnie spojrzenie swoich oczu. Kąciki moich ust uniosły się delikatnie, po czym spuściłam głowę.

- Chciałabym pojechać nad wybrzeże…- westchnęłam.
- Nasz dziadek ma domek na plaży.- zasugerował Nash.
- No właśnie. Powiedział, że mógłby nam go użyczyć na imprezy czy coś, jeśli rodzice nie zgodzili by się na domówkę.- ożywił się Cameron.- Moglibyśmy pojechać tam na weekend!
- Teraz jest już zimno.- skrzywiłam się.
- Możemy pojechać po prostu posiedzieć przy kominku. 
- Czemu nie.

Rozbrzmiał dzwonek, zwiastujący rozpoczęcie nowej lekcji. Literatura.

- Dzień dobry, Klaso.- powiedział Lou, jak zwykle siadając na brzegu biurka. Oparł łokieć na kolanie, a jego kciuk kreślił łuk na jego dolnej wardze.- Gotowi?!

Muszę przyznać, iż jego zajęcia są jednymi z moich ulubionych. Jako nauczyciel potrafi zarażać pozytywną energią i zachęcać do zgłębiania sensu morału płynącego z danego tekstu.

- Strona 212.- oznajmił.
- Przecież wczoraj byliśmy dopiero na stronie 14.- oburzył się ktoś na tyle pomieszczenia.
- To nie ma znaczenia. Przeczytajmy. Ktoś chętny?

Nikt nie podniósł ręki, ani nie odezwał się.

- Okej. Lo… Charlotte?- spojrzał na mnie.
- Ja? Um.  Oh. 

Drżącym głosem przeczytałam tytuł oraz pierwszą strofę wiersza.

- Stop. Stop. Jak sądzicie? O czym mówi autor?- przerwał mi.
- O stracie ukochanej?
- O miłości?

Wiele osób próbowało odgadnąć temat, jednak wiedziałam, iż żadne z nich nie ma racji.

- Mogę ja?- odezwałam się w końcu.- Sądzę, że autor mówi o tym jak trudno jest mu pożegnać ważną dla siebie osobę. Opowiada jak patrzył w jej oczy i nie mógł wydusić z siebie słowa. Um… Jest nieszczęśliwy. 
- Dokładnie! Chociaż tak jak ktoś powiedział, ma na myśli także stratę ukochanej.

Cholera. Dobrze wiedziałam dlaczego wybrał akurat to dzieło! Tak egoistycznie… Jak miałam się poczuć, kiedy przy całej klasie czytałam o pożegnaniu, wiedząc że już niedługo będę żegnała na zawsze moją pierwszą miłość?!

- Dalej.

Akurat, kiedy nasza klasa wdała się w żywą dyskusję na temat czytanego wiersza, drzwi otworzyły się, a Eleanor wkroczyła do Sali, kręcąc swoim chudym tyłkiem. 

Tak.
Jestem zazdrosna.

- Chyba wziąłeś moją teczkę.- nachyliła się do niego, unosząc jedną nogę odzianą  w na oko bardzo drogie szpilki.
- Um…

Louis szperał w swojej torbie chwilę, po czym wyjął z niej czerwoną teczkę.

- Przepraszam. 
- Nie szkodzi, Skarbie.- pocałowała go na odchodnym, sprawiając że kilku chłopaków zagwizdało.

Co ona odpieprza?! To miał być jakiś pokaz czy jak?!

- Przepraszam Was.- powiedział zakłopotany Tomlinson, drapiąc się po karku.

„Nie jest tak, że Cię kocham. Kocham Eleanor.”.

Ukrywając po raz kolejny telefon między nogami, wystukałam krótką wiadomość do Harry’ego.

„ Tęsknię za Tobą, Kochanie :’c 
Lottie xx „

- Pani Davis! Mogłaby pani nam powiedzieć co jest dużo ciekawszego od lekcji?!- Louis zmarszczył brwii.
- Sms-y do mojego chłopaka.- byłam szczera.

Nie odezwał się do mnie już ani razu do końca zajęć.

 - Trzymaj.

Odwróciłam się ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

- Co to?- zapytałam.
- Znalazłem go w sypialni.- mruknął Louis.- Sprzątamy przed przeprowadzką.
- Dzięki, ale…
- Lepiej, żeby był u Ciebie.

Spojrzałam na delikatny łańcuszek z zawieszką, który podarował mi przed jedną z naszych kolacji. Oddałam mu go, kiedy zerwaliśmy.

- Co u Harry’ego?- kopnął kamyk.
- Cóż… Gdybyś się z nim kontaktował to byś wiedział, że jest na obozie bokserskim. Wraca za dwa miesiące.- mój żołądek ścisnął się na myśl ile czasu jeszcze pozostało bez niego.
- Dwa?
- Tak. Słuchaj… Nie musiałeś wybierać tekstu o pożegnaniu.
- Ale chciałem. A co do tego z Eleanor…
- Nie. Muszę iść. 

Zostawiłam go stojącego na środku chodnika.


*.*.*


- Gdzie się wybierasz?- Kate oparła się o framugę drzwi, patrząc na moje odbicie w lustrze przed którym stałam.
- Do wesołego miasteczka!
- Serio? Z kim?
- Z kolegą ze studiów.- powiedziałam, ostatni raz pociągając rzęsy tuszem.
- Jak ma na imię?
- Znasz go! To ten wnuczek właścicieli restauracji.
- Jake?
- Tak! Dokładnie!
- Aa. Miłej zabawy!
- Dziękuję, Kochana.
Prawdopodobnie myślała, że idę z Lou, więc nic dziwnego, że odetchnęła z ulgą.


- Hej!- uścisnęłam Jake’a na przywitanie.
- Cześć! Jedziemy?
- Jasne. Jesteśmy dopasowani!- pokazałam na nasze koszulki.
- Nawet buty mamy z tej samej firmy!
- Odgapiasz!

Wesołe miasteczko widać było już na obrzeża Londynu, mieniło się chyba wszystkimi możliwymi kolorami tęczy. Znajdowało się góra dwa kilometry od stolicy.

- Mogę sama za siebie zapłacić.- upominałam Jake’a, gdy staliśmy przy kasie z biletami.
- Wiem, ale to ja Cię zaprosiłem i to ja będę płacił.
- Faceci.- mruknęłam pod nosem.
- Nie ma co się oburzać. Masz dodatkowe dwanaście funtów w kieszeni! No więc gdzie chcesz najpierw pójść?
- Um…- rozejrzałam się, by zobaczyć jakie atrakcje oferują.- Diabelski młyn!- pisnęłam.
- O Boże.
- Co?
- Nic nic.
- Mały Jakeuś boi się wysokości?- zacmokałam.
- Nie? Chodźmy już.
- Jak Pan sobie życzy.

Tego wieczoru bawiłam się niesamowicie dobrze. Jake pozwalał mi wybierać co chwilę nową zabawę, nosząc przy tym wszystkie moje nagrody. Czasami sam brał udział w badziewnych zawodach na rzucanie piłką, po czym dokładał kolejną maskotkę do mojej kolekcji. 

- Lody czy wata cukrowa?- zapytał, próbując utrzymać wszystkie misie.
- Daj. Pomogę Ci.
- O! Dzięki, że o tym pomyślałaś.- rzucił z sarkazmem. 
- Nie musisz dziękować.

Podałam sprzedawcy kilka centów, po czym odebrałam różową słodkość.


- Uwielbiasz mnie wkurzać, co nie?
- Kocham.
- Widzę.
- No rozchmurz się!- jęknęłam, wpychając kawałek smakołyka do jego ust.
- Cóż… Jeśli dalej będziesz mnie karmić to będę skłonny częściej zabierać Cię do wesołego miasteczka.- zaśmiał się perliście.
- Zobaczymy. Czeka nas jeszcze Dom Strachów!

Gdyby Jake tylko wiedział jak bardzo boję się tego typu rzeczy, nawet nie podchodziłby ze mną w pobliże tego miejsca.  Na jego nieszczęście zgodził się.

- Jesteś pewna?
- Oczywiście.

Już kilka sekund, po tym jak malutki wagonik wyruszył, piszczałam jak jakaś wariatka.

- Przecież nie było jeszcze nic strasznego!- krzyknął mój towarzysz, zakrywając uszy dłońmi.
Pan nieustraszony  sam również nie był niewzruszony. Kiedy na naszej drodze pojawił się sztuczny klaun, miał minę jakby co najmniej zobaczył ducha albo doświadczył objawienia Jezusa.* 

- Żyjesz?- zapytałam, rechocząc jak głupia.
- I kto to mówi?
- To nie ja o mało nie wysiadłam na widok klauna, duh.
- Just… Shut up.- wystawił dłoń w moją stronę.
- Aż tak się ich boisz?
- Nie widać?
- Oh.
- Za chwilę zamykają, powinniśmy wracać.- uśmiechnął się ciepło.
- Jasne.

Droga powrotna zeszła nam w ciszy. Mój mózg był naprawdę przyćmiony dawką cukru jaką musiał przyswoić tego dnia.

- Śpisz?
- Nie. Po prostu jestem zmęczona.
- Jesteśmy na miejscu.
- Dziękuję za idealny wieczór.
- Nie masz za co. To ja dziękuję, że zgodziłaś się ze mną iść. 
- Musimy to kiedyś powtórzyć.- mrugnęłam do niego okiem, po czym wysiadłam. Jake zrobił to samo.
- Do zobaczenia w poniedziałek?
- Tak… I think. Pa. Dziękuję.

Kiedy weszłam do wnętrza kamienicy, dostrzegłam zakapturzoną postać, siedzącą na schodach na pierwsze piętro.

* Dylan O’Brien (który w moim opowiadaniu jest Jake’iem) rzeczywiście boi się klaunów. Postanowiłam wpleść ten fakt jakoś w fabułę.

Ilość słów: 1960

_________________________________________________________________
Hej Wam.
Rozdział 35/36 ;c Jak ten czas zleciał. Wyobrażacie sobie,
że to już czwarty miesiąc z Dark Side Of Tomlinson? Ja jakoś
nie potrafię. Powiem Wam, że pisanie tego opowiadania
sprawia mi wiele frajdy i naprawdę poprawiło moje umiejętności
pisania dłuższych tekstów :’) Lubię to robić. Siedzę sobie teraz na werandzie
przed moim domem i wiecie co? Trudno będzie mi się rozstać z
pierwszą częścią. Co prawda będzie druga, ale jednak…
Te jest pierworodne xD Jakkolwiek to brzmi xD
Lol. To brzmi jak pożegnanie ;o Ja się nie żegnam na razie :D
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale nic więcej z niego
nie wyduszę ;c Mam nadzieję, że chociaż wy zostawicie po 
sobie jakieś pozytywne komentarze ^^ Niedługo każda z Was
otrzyma linka do drugiej części, której nazwy (jakże banalnej)
nie mogę ujawnić :D Dodam także trailer, niezbyt dobry, ale jednak…

Question 1. Waszym zdaniem, Jake i Lottie pasowaliby do siebie?

Question 2. Kto będzie siedział na schodach?

Question 3. Louis rzeczywiście wyjedzie?

Wiecie co robić! Komentować, Moje Słonka ♥ 

Little Bird

niedziela, 20 lipca 2014

Druga Część

Hej.
Piszę zwykłą notkę, ponieważ stworzyłam już
przedostatni rozdział i nie wiem czy jest sens tworzyć
drugą część mojego opowiadania. Więc piszę do was,
by dowiedzieć się kto nadal chciałby być informowany 
o nowych rozdziałach? Kto chciałby czytać drugą część?
Piszcie swoje usery w komentarzach :) 

Little Bird ♥

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 34





Podniosłam ociężałe powieki, czując ciepłe promienie zachodzącego słońca na twarzy. Moje źrenice bardzo szybko zmniejszyły się, przyzwyczajając się do światła.  Znajdowałam się w swoim pokoju, a jedna strona materaca mojego łóżka uginała się pod ciężarem, siedzącego tam Luke’a.

- Hej.- szepnęłam, przysłaniając oczy dłonią.
- O. Czekaj. Zasłonię.- zerwał się  na równe nogi.
- Nie. Jest okey.
- Lepiej?
- Tak. Tak.

Czułam jakiś tępy ból, rozchodzący się po całej mojej głowie.

- Uderzyłaś o chodnik.- wyjaśnił, widząc moje zmarszczone brwii.
- Muszę… Muszę jechać do szpitala.
- Ej. Wow. Wow. Nie jest tak źle, żebyś musiała…
- Nie, Głupku. Muszę odwiedzić Zayn’a. Muszę.- szeptałam prawie do siebie, zbierając rzeczy do torebki.- Gdzie telefon?
- Trzymaj. Dzwonił twój chłopak.

Znieruchomiałam .

- Odebrałeś?
- Oczywiście! Powiedziałem „Cześć! Jestem kolegą twojej dziewczyny, poznałem ją dzisiaj, ale i tak mam  jej telefon i klucze do mieszkania!”. –rzucił z sarkazmem.
- Boże. Jesteś idiotą.
- Mogę jechać z Tobą?
- Serio?
- Tylko jeśli chcesz.
- Jasne. Czemu nie.- wzruszyłam ramionami.

Spojrzałam w lustro i … Matko.
Jaka ja jestem blada.

- Idziesz?- zwróciłam się twarzą do chłopaka.
- Co? Um. Tak.

Prawdę mówiąc, odkąd zamieszkałam w Londynie, ani razu nie byłam na czas, by zdążyć na metro. Tak było i tym razem. Ludzie patrzyli na nas jak na debili, kiedy biegliśmy w stronę pojazdu, krzycząc i wymachując rękami.

*  *  *

Już po przekroczeniu progu, uderzyła we mnie ta cholernie przytłaczająca i okropna szpitalna atmosfera. To miejsce zawsze kojarzyło mi się z chorobami, stratą i śmiercią. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy cztery lata temu w tym samym szpitalu, w sali numer 123, trzymałam za rękę moją chorą na raka ciocię. Byłam przy niej dopóki nie opuściła tego świata. Była mi najbliższą osobą, poza rodzicami siostrą i Kate.  Miałam szesnaście lat i w tym wieku przeżywałam wszystko ze zdwojoną siłą. Tygodniami nie wychodziłam z domu, nawet do szkoły. Potrzebowałam wiele czasu, by się pozbierać, więc tym bardziej cieszyłam się, iż Zayn nie opuścił mojej przyjaciółki i swojego syna.

- Kate jest u niego.- oznajmiła Demi.

Najciszej jak potrafiłam podeszłam do drzwi. Brunetka siedziała na krześle jak najbliżej przysuniętym do łóżka Malik’a, a jej dłoń gładziła twarz narzeczonego.

- Kochanie… Tak bardzo bałam się, że nas zostawisz… Wiesz… Czasami czułam jak nasz synek poruszał się w moim brzuchu i w takich momentach najbardziej mi Cię brakowało… Bałam się, że nie będę mogła dzielić z Tobą ważnych chwil i swojej przyszłości. Chcę Ciebie… Tylko Ciebie. Jesteś wszystkim co tylko widzę i…- jej głos załamał się.- Moje uczucia, aż mnie przytłaczają. Chcę czuć Cię u swojego boku i mówić Ci jak bardzo Cię kocham…

Sięgnęła, by otrzeć łzę wędrującą po jego policzku.

- Nie. Nie płacz, Skarbie.- do moich uszu doszedł jej szept.

Chcąc dać im chwilę prywatności, usiadłam obok Demi i oparłam głowę o jej bark.

- Tak strasznie się cieszę…- odetchnęłam z ulgą, szlochając po cichu.
- Powinnaś zadzwonić do Harry’ego.
- Nie! Nawet nie wiesz jak oni ich tam męczą!
- Prawda. Liam się do mnie nie odezwał jeszcze…

Nagle zrobiło mi się zimno bez ramienia lokatego chłopaka, oplatającego moją talię.

- Trzymaj.- czarna bluza Luke’a wylądowała na mnie, sprawiając, że poczułam się jakimś cudem lepiej.

Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

- Drżysz.- stwierdził.

Pokiwałam głową, ale momentalnie moje oczy zatrzymały się na Lou, stojącym w drzwiach. Luke nie był mniej zdziwiony.

- To prawda, że Zayn…?- zapytał niepewnym głosem Tommo.
- Ta.

W ślad za Brunetem pojawił się Niall.

- Niall!- ucieszyłam się.
- Hej, Mała.- przytulił mnie z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Ja… Um… Ja się zmywam.- wyszeptał Lukey.
- Zaczekaj.

Wzięłam go na bok.

- Chciałam Cię prosić, żebyś nic nikomu nie mówił, że on tutaj był.- wiedziałam, że rozumie kogo miałam na myśli, mówiąc „on”.
- No okej… Ale obiecaj, że mi to jutro wytłumaczysz.
- Co? Um. Okej. Muszę Ci oddać bluzę, duh.
- Nie. Jutro. Do zobaczenia.
- Paa!

Louis cały czas na nas patrzył.

- Co mu powiedziałaś?
- Żeby nikomu nie mówił, że Cię tutaj widział.
- Wow. Dzięki.

Rozchyliłam lekko kolana, by spojrzeć na swoje buty.

- Cóż… Nie jestem taką zimną suką.
- Nie uważam Cię za…
- Whatever. Idę zobaczyć się z Zayn’em. – przerwałam mu.- Ah. Szczęścia życzę.- mrugnęłam sztucznie.
- Lottie…

Kate nie odstępowała Zayn’a ani na chwilę, aż do momentu, kiedy zakończyły się godziny odwiedzin i wszyscy musieliśmy wracać do domów.

~~ *  *  * ~~

Rankiem biegałam po mieszkaniu, poszukując jakikolwiek ładnych i czystych ubrań oraz pakując książki do torby. Złapałam bluzę z Obey’a Luke’a, by okryć się nią w drodze na uniwerek.




- Heej!- usiadłam pomiędzy Dan i Jai’em.
- Cześć!
-Czy to nie jest…?- J. zwrócił się do swojego bliźniaka.
- Kupiliście już książki?- jak najszybciej zmieniłam temat.
- Nie mam jeszcze wszystkich…- powiedział Lucas.
- Ja tak samo.- zaśmiał się Nash.
- Boże! Zapomniałam! Muszę iść zapisać się na zajęcia dodatkowe!- Danielle złapała się za głowę.

Wszyscy nagle zerwali się, by zrobić to samo, zostawiając mnie sam na sam z Luke’iem oraz Jai’em.

- Cóż…- usiadłam po turecku na ławce.
- Ma się rozumieć, że mam…?- Jai wskazał na drzwi wejściowe do holu.
- Zostań jeśli chcesz.
- Nie chcę się narzucać, Lottie.- obdarzył mnie uroczym uśmiechem.- Do zobaczenia.
- Więc…
- Wytłumaczysz mi?- przeszedł do sedna sprawy.
- Okej. To nie jest skomplikowane. Znamy się z Lou, ponieważ jak widziałeś mamy tych samych znajomych i… I Harry jest jego młodszym bratem.
- Wierzę Ci, ale domyślam się, że to nie wszystko.
- Reszta to głupie szczegóły. Takie jak na przykład fakt, że u niego pracowałam.
- U tego nauczyciela?
- Yhym. A właśnie. Oddaje bluzę.
- Nie. Zatrzymaj ją. Na tobie wygląda lepiej.
- Na pewno jest droga. Nie mogę jej przyjąć.
- Ależ oczywiście, że możesz. Jak się czuje twój przyjaciel?
- Lepiej niż wcześniej. Kate praktycznie nie puszcza jego dłoni.
- Musiała naprawdę bać się, że zostawi ją samą z dzieckiem.- stwierdził nader inteligentnie jak na chłopaka.
- Dokładnie!

Zapadła niezręczna (?) atmosfera.

- Hej!- krzyknęłam na widok Jake’a.
- Siemanko. Gdzie reszta?
- Poszli zapisać się na zajęcia dodatkowe.- wyjaśnił Luke.

Na drugiej i trzeciej  godzinie lekcyjnej mieliśmy literaturę… Usiadłam mniej więcej w środkowym rzędzie, pomiędzy Danielle, a Lucas’em. Dziewczyna zdawała się być podekscytowana możliwością spędzania tego czasu w obecności Tomlinson’a. Okey. Dla obcej osoby, tym bardziej dziewczyny, mógłby wydawać się atrakcyjny, ale… To jej profesor!

Nie, żebym była zazdrosna.
Nie.
Nigdy.
O co wy mnie podejrzewacie?
                                           
- Zaczniemy od klasyki literatury brytyjskiej. Czy ktoś z Was nie kojarzy Agathy Christie?- Louis uśmiechnął się nonszalancko, siadając na biurku nauczycielskim.

Moim zdaniem nie znanie kogoś takiego jak ona jest po prostu wstydem dla Brytyjczyka.

- Dobrze!- klasnął.- Tak w gwoli przypomnienia, Agatha była i nadal jest, moim zdaniem, najlepszą autorką powieści kryminalnych na świecie. Jakie są wasze ulubione dzieła Agathy?

Na sali zapanował zgiełk.

- Wow. Spokojnie. Może po kolei?

Wymieniono wiele tytułów m.in. „Tajemnica obrazu”, „Godzina zero”, „Nemezis”, „Dziesięciu małych Murzynków”, „Morderstwo w Orient Expressie”, „Morderstwo w zaułku” itp. Kiedy przyszła moja kolej, przez chwilę zastanawiałam się, po czym patrząc wyzywająco w oczy Lou, powiedziałam:

- „Tajemnicza historia w Styles”- zaakcentowałam ostatnie słowo.
- Hm… Może pani uzasadnić swój wybór, panno… Davis?- teatralnie spojrzał na listę nazwisk.
- Myślę, że kierował mną pewien sentyment, panie Tomlinson. Przemówił do mnie również motyw powrotu do znanego sobie miasta, nie zapominając o przepowiedniach i zabójstwie. Z zapałem czytałam kolejne rozdziały, by dowiedzieć się kto taki otruł panią Emilię Cavendish.
- A co sądzi pani o Herkulesie?
- Ah, tak. Herkules Poirot… Jestem pod wielkim wrażeniem jego sposobów dojścia do prawdy.- odparłam.
- Aham.

Prawdopodobnie trzeba było być idiotą, by nie poczuć tego napięcia pomiędzy naszą dwójką.

Ukrywając telefon między nogami, napisałam sms-a do Lou.

- Oh. Przepraszam Was. – wyciągnął komórkę z kieszeni.

Mogłam obserwować zmianę jego wyrazu twarzy podczas odczytywania mojej wiadomości. Przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz, po czym w końcu nieźle zbity z tropu powrócił do prowadzenia zajęć.

Spróbuj chociaż stwarzać pozory.
Lottie xx.

- Tak. Um. Dzisiaj postaramy się szczegółowo omówić „Śmierć na Nilu”.


~~ *  *  * ~~

Po zakończeniu ostatniej lekcji z Boo, starałam się pakować jak najwolniej.

- Idziesz?- zapytała Danielle.
- Zaraz dołącze.- machnęłam ręką.

Kiedy ostatnia osoba opuściła pomieszczenie, szybkim krokiem podeszłam do skupionego na liście obecności Tommo.

- Mówiłam serio. Ludzie pytają, podejrzewają.
- Lottie. – spojrzał na mnie poważnie.
- Hm?
- Nie powiesz mi, że Tobie jest łatwo.

Ugh. Czemu on zawsze ma rację?

- Lou, ruszyliśmy oboje do przodu. Zwłaszcza ty, ale…
- Nie powiedziałbym, że to ja ruszyłem tak bardzo do przodu.- stwierdził, kręcąc głową.- A teraz, proszę… Wyjdziesz? Muszę coś ważnego zrobić.
- Co to znaczy?
- Idź.

Całkowicie osłupiała opuściłam klasę.

- Stało się coś?- zapytał Jake, obejmując mnie ramieniem.
- N-Nie.

Do samego wieczora zastanawiałam się nad sensem jego słów. Wyczuwałam w sposobie w jakim je wypowiadał wiele sprzecznych uczuć…  Miłość i nienawiść. Dystans i chęć powrócenia do naszej przeszłości. Szczęście i smutek.

- Pooglądamy filmy?- zapytałam Demi, siadając obok niej okryta kocem.
- Jasne i tak musimy czekać, aż Kate zadzwoni ze szpitala.- wzruszyła ramionami.

Już godzinę później wypłakiwałyśmy oczy, oglądając „Szkołę uczuć”. Po moim ulubionym filmie przyszedł czas na niesamowite dzieło, niesamowitego reżysera pod tytułem „Stuck In Love”.


- Otworzę.- powiedziałam, słysząc pukanie do drzwi.

Ilość słów: 1547 

___________________________________________________________

Hej!
Oto ja i nowy rozdział pojawiamy się z opóźnieniem.
Pisałam ten rozdział milion razy, by w końcu wybrać te wersję.
Wcześniejsze były jeszcze bardziej chaotyczne niż ten o.o
Trudno uwierzyć, że cokolwiek może być bardziej chaotyczne od tego rozdziału,
 co nie? xD Męczyłam się z nim, ale obiecuję że next będzie lepszy ;c

Question 1. Kto będzie stał za drzwiami? Kto będzie niespodzianką? ^^

Question 2. Lou wyjawi swoje uczucia?

Przepraszam za błędy ♥

Little Bird 

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 33




Tego wieczoru długo rozmawiałam z mamą przez telefon. Ona zawsze była silna i służyła mi dobrą radą. To chyba jej doświadczenie życiowe sprawiało, że nigdy nie poddawała się emocjom. Wciągu całych dwudziestu lat nie widziałam, by chociażby jej dłonie drżały nerwowo. Jest dobrą kobietą. Nawet, kiedy zbroiłam coś jako kilkuletnie dziecko, nie krzyczała.


- Mamo… Czy to kiedyś się skończy?- szlochałam do słuchawki.
- Kochanie… Nigdy nie przestaniesz czuć. Miłość bywa bolesna, ale to najpiękniejszy stan. Nigdy nie zwracałam uwagi na twojego tatę w liceum, mimo że on prosił mnie dosłownie na kolanach o jedno spotkanie we dwoje. Byłam zimna… Nie znałam miłości, ale kiedy...- odetchnęła.- Kiedy pokochałam twojego ojca wszystko się zmieniło. Świat stał się piękniejszy, nabrał nowych, lepszych kolorów. Miłość nie jest myśleniem, a podążaniem za głosem serca. Nie myśl o innych, bo jeśli będziesz tkwiła w związku tylko dlatego, że nie chcesz ranić  Harry’ego, to właśnie siebie będziesz ranić najmocniej. Nie zmienia to oczywiście mojego zdania o Louis’ie. On nie jest dobrym facetem, kochanie.
- Mamo, nie chcę do niego wracać… Chcę się odkochać.- nie przestawałam płakać.
- Czas. Potrzebujesz czasu. Staraj się nie myśleć.
- Staram się!
- Pamiętaj, że nie musisz spędzić reszty życia z którymś z nich. Masz dwadzieścia lat, musisz się zabawić.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale przecież nie będę do końca życia dzieckiem.
- Póki co jeszcze nim jesteś…
- Mamo!- jęknęłam.
- No co? Zawsze będziesz moją małą Lottie!


Tak cholernie za nimi tęsknię!


- Przylecę do was na święta, dobrze?- szepnęłam.
- Oczywiście! Nie mogę się doczekać!
- Boję się.
- Co? Czego się boisz?
- Życia, Mamo. Co jeśli popełnię błąd i zostanę sama?
- Nie, Kochanie. Nigdy nie będziesz sama. Masz nas, przyjaciół, a co do chłopców… Zawsze zwracałaś na siebie ich uwagę.
- Nie prawda!
- Prawda. Jesteś śliczna.
- Nie wierzę.
- Ugh. Twoja siostra mnie woła, muszę kończyć. Kocham Cię. Pa.
- Pa pa. Tęsknię.


*  *  *



Z listą zakupów dla Kate w dłoni, wyszłam na ruchliwą londyńską ulicę. Ludzie biegali w tylko sobie znanych kierunkach, skupiając się tylko na swoich sprawach i problemach. Nikt nie dostrzegał uroku miasta, które zamieszkiwali. Te stare budynki, łączące w sobie style renesansowe, barokowe z domieszką nowoczesnych dodatków... Codzienna pogoda stolicy pasowała do atmosfery Londynu. Deszcz pojawiał się tutaj częściej niż słońce. Tego dnia było ciepło jak na Anglię, więc starałam się korzystać i zaszczepić w sobie choć trochę wewnętrznego spokoju.


- Halo?- odebrałam, wibrującą komórkę.
- Kocham Cię.- pierwsze słowa jakie usłyszałam sprawiły, że moje ciało przeszedł ciepły dreszcz.
- Harry?- pisnęłam.
- Tak, Kochanie. Przepraszam, że nie dzwoniłem jak dotąd, ale naprawdę mam niezły zapierdol. Czuję się jak w więzieniu.
- Aż tak źle?- zmartwiłam się.
- O tak! Zamknąłem się w kiblu, bo tak to nie mógłbym się nigdy z Tobą skontaktować.
- Moje biedactwo.
- Chciałbym być z Tobą w łóżku, zamiast… Kurwa. Znaleźli mnie.
- Skarbie, uważaj na siebie.
- To samo mogę powiedzieć Tobie.
- Oh, Harry. Kocham Cię i tak bardzo za Tobą tęsknię.
- Tylko nie płacz. Proszę.
- Nie będę. Obiecuję.
- Do usłyszenia, Misiu.


LOUIS’S POV


Usiadłem na kanapie naprzeciwko wielkiego telewizora plazmowego, popijając angielskie piwo prosto z butelki.


- Lou?- usłyszałem głos Eleanor, która uniosła brwii w geście zdziwienia. Była ubrana w ubrania od znanych projektantów (które oczywiście kupiłem jej ja), a jej twarz zdobił mocny makijaż.
- Hm?
- Jeszcze nie jesteś gotowy? I dlaczego pijesz?!- wyrwała napój z mojej dłoni.
- Gotowy na…?
- Idziemy na kolację do Kim i jej narzeczonego!
- To dzisiaj?
- Tak! Jesteś taki nieodpowiedzialny!- wymachiwała rękami.
- Musimy iść?
- Oczywiście! Boże, Louis.


Spojrzałem na nią z irytacją.


- Co ludzie pomyślą, gdy wejdę sama?! Pomyślałeś kiedykolwiek o kimś innym niż o sobie?!


To nie ja jestem tutaj egoistą.
Chyba.


- Spokojnie, El. Powiedz, że musiałem załatwić kilka spraw związanych z pracą.
- Jakim cudem jesteś taki spokojny?!
- Bo na tym świat się nie kończy, Kochanie.
- Dzieciak!- prychnęła, zrywając płaszcz z wieszaka. Po chwili trzasnęły drzwi wyjściowe.


Nareszcie mogłem zrelaksować się bez słuchana ciągłych monologów mojej narzeczonej. Ściągnąłem koszulkę, wyciągając nogi na całą długość sofy.


- Jak ty z nią wytrzymujesz?- warknął Niall, dotychczas znajdujący się w kuchni.


Ne odpowiedziałem, by nie wyjawiać faktu, że rzeczywiście z nią nie wytrzymuje, a moje nerwy są zszargane jak nigdy dotąd.


- Jak było w pracy, Profesorku?- zaśmiał się.
- Chujowo.
- Wow! Co za entuzjazm!- zaklaskał.
- Trudno.
- Co takiego się stało?


Horan może i był dzieckiem w skórze dwudziestojednoletniego faceta, ale znał mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że coś jest faktycznie na rzeczy. W momentach, kiedy miałem problemy potrafił być dobrym przyjacielem.


- A szkoda gadać...
- Najwyraźniej nie szkoda, bo nieźle Cię przybiło.
- Niall.- upomniałem go, ponieważ serio nie lubiłem, kiedy ujawniał swoje zdolności psychologiczne.
- Okej. Okej. Nie naciskam.
- Masz rację.


Zmieniłem kanał na jakiś sportowy.


- Brazylia nie jest jakoś ostatnio w najlepszej kondycji.- stwierdził Blondyn.
- … Lottie jest w mojej klasie na literaturze i do tego jestem jej wychowawcą.- wypaliłem na jednym wdechu.
- Wróć. CO?
- No.
- No to masz problem.
- No co ty nie powiesz, idioto?
- Wouou. Schowaj broń.
- Nie mam nastroju na żarty.


W głowie miałem cały czas słowa wypowiedziane przez Charlotte w szpitalu. Może ona nadal czuła do mnie to samo co ja do niej? Może to nie jest miłość a nienawiść? Nienawidzi mnie? W sumie to ma za co, ale nie mógłbym znieść świadomości, że osoba którą kocham uważa mnie za wroga.
To Harry jest jej jedynym.
Ach, tak.


- Przecież kochasz Elkę.
- …
- O nie! Stary! Ja znam ten wyraz twarzy! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- O czym tu mówić? Jesteśmy facetami, pamiętasz?
- Ale… Dupek.


Niall z impetem postawił swoją butelkę na stolik, po czym wyszedł do kuchni. Znowu.


- Zostawiłeś cokolwiek w lodówce?!- krzyknąłem.
- Nie!
- Dzięki!


Wygląda na to, że będzie musiał zostać u mnie na dłużej niż planował.


- Deszcz pada!- oznajmiłem.

LOTTIE’S POV


- Oh. Super.- mruknęłam, czując krople wody, spadające na mój nos.


Weszłam do niewielkiej kawiarni, ukrytej pomiędzy warzywniakiem, a butikiem z ubraniami o niebagatelnych cenach. Oh tak. Londyn to miasto kontrastów.


- Poproszę English Breakfast.- trzy funty wylądowały na ladzie.
- Jak masz na imię?- zapytała sympatyczna kasjerka o imieniu Suzie, jak głosiła plakietka przyczepiona do jej zielonej bluzki.
- Char… Lottie.
- Okey. Zaraz Cię wywołamy.


Zajęłam stolik tuż przy ogromnej szybie, pełniącej funkcję ściany.


- Herbatki?- odezwał się ktoś nade mną, stawiając  dwa kubki na drewnianym blacie.


Luke odsunął wolne krzesło, po czym usiadł po drugiej stronie stolika.


- Co tutaj robisz?- zaciekawił się.
- Miałam zamiar iść na zakupy, ale niestety… Jak widać. Utknęłam tutaj.- machnęłam ręką w tylko mi znanym kierunku.
- Znam to.- rzucił.- To znaczy. Nie, żebym chodził na zakupy… Jak baba. – próbował się wytłumaczyć.- No wiesz… Ugh. Chciałem iść pojeździć, dah.
- Pojeździć?
- Do skateparku.
- Deskorolka? BMX? … Hulajnoga?
- Hulajnoga?- zachichotał.- Hulajnoga jest dla frajerów.
- Takich jak ty?- droczyłam się.
- Hej! Hej! Jeszcze mnie nawet nie znasz, Krasnoludku.
- Powiedzieć ci coś?- szepnęłam, nachylając się nad drewnianym blatem.- Nienawidzę żartów na temat mojego wzrostu.


Zaczęłam zbierać swoje rzeczy.


- Nie! Nie. Przepraszam. Nie chciałem się nabijać. Tak naprawdę to jest słodkie. Na serio. Czekaj.- klepał jak najęty, by zatrzymać mnie w lokalu.
- Wow. Zwolnij, Luke.


Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, przechylając śmiesznie głowę.


- Hm?
- Jesteś… Nie wiem. Nie potrafię Cię rozszyfrować.
- A potrzebujesz tego do…?
- Do poznania Cię.
- Pytanie brzmi, czy ja chcę żebyśmy się poznali.
- Chcesz. Widzę to w twoich oczach.


Spuściłam wzrok.


- Spokojnie. Wiem że masz chłopaka.- rzucił, znów niedbale siadając na krześle, które skrzypnęło.
- Zapewne od siostry.
- A od kogóż by innego.- w jego głosie usłyszałam nie znany mi akcent.
- Skąd jesteś?
- Z Londynu.


Znów udałam, że chcę wyjść.


- Z Melbourne. Jestem z Melbourne.
- Australijczyk?- uniosłam brwii ze zdziwienia.
- O, tak.
- Surfujesz?
- Stereotypy.- prychnął.- Wolę muzykę, nagrywanie filmików, deskę i tenis ziemny.
- A właśnie. Muzyka?
- Śpiewam.
- Serio?
- Potem mogę Ci pokazać jaki mam głos.
- Nie spodziewałam się!
- Nikt się nigdy nie spodziewa.- odsunął na bok  pusty kubek po kawie.


Delikatny, cwaniacki uśmieszek nie znikał z jego twarzy. Dopiero teraz dostrzegłam, iż jego włosy nie są już w jednolitym kolorze.


- Farbowałeś?
- Co? A. Pasemko. Lubię zmiany.
- Już chyba przestaje padać. Zmywam się.
- Spieszysz się?
- Muszę kupić jedzenie przyjaciółce.- powiedziałam szczerze.
- Nie może poczekać?
- Jest w ciąży.
- O. To zmienia stan rzeczy.
- Tak. Do jutra.
- Odprowadzę Cię… I tak nie mogę jeździć. Na mokrej jezdni zginął bym po dwóch metrach.


Zaśmiałam się na jego wyjaśnienia, jak i nieustępliwość.


- No dobrze, Australijczyku o imieniu Luke.


Chłopak przydepnął brzeg deskorolki, by ta podskoczyła i  wylądowała w jego ręku.


- W którą stronę?- zapytał.
- W lewo.


Patrzyłam jak moje białe trampki powoli pokrywają się podeszczową warstwą brudu.


- Kto jest starszy? Ty czy Jai?
- Ja! O calutkie dwie minuty!- odparł dumnie.
- Po czym ludzie was odróżniają? – to pytanie męczyło mnie od chwili, kiedy ich pierwszy raz zobaczyłam.
- Jeśli znają nas dłużej to po prostu się to czuje, ale jeśli nie… Jest kilka szczegółów.
- Na przykład?
- Um… Najłatwiejszy do wychwycenia jest pieprzyk u mnie, o tutaj.- dotknął na oślep miejsca nieco poniżej przerwy między brwiami.
- Ja mam tylko siostrę… Młodszą.
- Nie dogadujecie się?
- Nie, jest dobrze, ale po prostu… To na mnie od zawsze spadała odpowiedzialność, jako na najstarszą.
- Ja na szczęście jestem z tych najmłodszych.
- Dan jest najstarsza?
- Nie! Najstarszy jest Beau, później ona.
- Oh.
- Mieszkasz z rodzicami?


Zacisnęłam usta w cienką linię.


- Drażliwy temat?- domyślił się.
- Powiedzmy. Cała moja rodzina mieszka w USA.
- A ty za nimi tęsknisz, tak?
- Ugh. I to bardzo.
- Cóż… Jestem w tej samej sytuacji. Danielle opiekuje się nami tutaj, bo rodzice woleli zostać tam, gdzie się wychowywali. Gdyby Melbourne dawało możliwości studiowania pewnie tam bym został, ale… Jak widać jestem tutaj.- rozłożył ręce.
- Nie jest tak źle. O! To tutaj.- wskazałam na ogromny szyld z nazwą domu towarowego Oxford Street.
- Dotrzymać ci towarzystwa?
- Nie trzeba.
- So… Do jutra, dah.


Odwróciłam się z uśmiechem, nadal czując na swoich plecach jego wzrok.


- A wiesz co…?- powiedziałam, sprawiając że zawrócił.- Chyba jednak nie lubię robić zakupów sama
- Ja też nie lubię.- zaśmiał się.- To gdzie najpierw?
- Księgarnia.


* * *


Zaledwie dwadzieścia podręczników kosztowało mnie trzysta funtów, sprawiając że moja mina zrzedła.


- Przepraszam! Serio muszę przymierzyć te sukienkę! Przepraszam!- jęczałam pod jednym ze sklepów z ubraniami.


Luke przez chwilę nie poruszał się, po czym zobaczyłam cień rozbawionego uśmiechu przebiegający przez jego twarz.


- Poczekasz tutaj czy wejdziesz?
 - Zostanę.


Wyszukanie sukienki nie zajęło mi dużo czasu, ponieważ dostrzegłam ją na wieszaku tuż obok drzwi.


- Muszę ją mieć.- mówiłam do siebie w przymierzalni.- I będzie moja.


Kiedy rozsunęłam zasłonę, Luke czekał na fotelu naprzeciwko mnie.


- Ty? Tu?
- Ludzie patrzyli na mnie jak na idiotę, kiedy czekałem przed sklepem, jakbym oglądał te wszystkie… Cokolwiek.
- Gdzie masz deskę?
- Ochroniarz kazał mi zostawić u siebie na przechowanie. Chyba bał się, że coś odwalę.
- Patrząc na Ciebie, wszystko jest możliwe.
- Jesteś wredna!
- Ty też i jakoś nie narzekam.




* * *


- Więc, gdzie jest twój chłopak?- zapytał, kiedy wrzucałam kolejne produkty do wózka popychanego przez niego w ramach pomocy.
- Wyjechał.
- Dokąd?
- Na obóz bokserski.
- Wow. Niezła konkurencja się szykuje.


Na moment znieruchomiałam, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na niego i wiedziałam, że żartuje.


- A ty? Masz dziewczynę czy preferujesz życie samotnika?
- Zerwałem z dziewczyną niedawno.
- Dlaczego, jeśli mogę spytać?
- Była suką. Zdradziła mnie z moim własnym przyjacielem z liceum.
- Skąd ja to znam?
- Serio?
- Cóż. Powiedzmy. Miałam narzeczonego.
- Takiego narzeczonego narzeczonego?
- Yhym. Pewnego dnia wróciłam do „naszego” domu i czekała na mnie dziewczyna, z którą był od kilku lat. Na czas naszego związku była niczego nieświadoma w Wenecji.
- Wow.
- Jest z nim w ciąży.- wyszeptałam, czując jak tracę wszystkie siły do życia.
- Dupek.


Pokiwałam głową, przygryzając wargę.


- Hej! Nie smuć się! – przytulił mnie nagle.
- Um… Tak, dzięki.
- Przepraszam. Nie powinienem.
- Nie, nie szkodzi.


Kręciłam się pomiędzy półkami jakby bez celu. Jedynym co miałam w tamtym momencie w głowie był Louis. Po raz kolejny zadawałam sobie pytanie, czy w ogóle mnie kochał? Dlaczego był ze mną skoro miał ją? Ładniejszą, bogatszą… Lepszą. Byłam taka głupia, obdarzając go tak mocnym uczuciem. Ponoć cierpienie jest nieodłącznym aspektem istnienia życia ludzkiego, ale  czy ktoś w dzieciństwie uprzedza nas jak wielki ból możemy w przyszłości czuć? Nikt. To jest najlepsze w dzieciństwie… Ta błogość i nieświadomość istnienia zła wykraczającego poza jakiekolwiek granice. W przedszkolu czymś wielkim było otrzymać cukierka od kolegi z grupy, z biegiem czasu słodkości zamieniały się na kwiatki od ucznia tej samej klasy w podstawówce… Dopiero w gimnazjum zaczynają się tak zwane „schody”. Pierwsze prawdziwe zakochania, pierwsze randki, pierwsze związki i pierwsze złamane serca… Ale czym byłby człowiek bez tych doświadczeń? Pustą skorupą?


- To wszystko?- ocknęłam się na dźwięk jego słów.
- Tak myślę.
- Dzwonił do mnie Jai. Muszę niestety lecieć, ale zdążę jeszcze odprowadzić Cię do mieszkania i pomóc taszczyć te reklamówki.
- Nie musisz.
- Ale chcę.

*  *  *

Była już godzina 19, kiedy dotarliśmy pod kamienicę.


- Dalej poradzę sobie sama.- uśmiechnęłam się, oddając mu deskorolkę.
- Miło było Cię poznać, Charlotte.
- Lottie.
- Lottie. Do jutra.


Jeszcze nim dotarłam do drzwi, zadzwonił mój telefon. Odstawiłam jedną torbę na chodnik.


- Halo?
- Dobry wieczór. Mówi dr Simons.


Zayn!


Czułam jak moje serce przestaje bić, a płuca pompować tlen.


Nie żyje?


Dlaczego od razu zakładam najgorsze?!


- Informuję tak jak obiecałem. Pani przyjaciel dzisiaj o godzinie 16 ocknął się z kilkutygodniowej śpiączki.


Reklamówki opadły bezwładnie na ziemię, podobnie jak moje ciało chwilę później.


Ilość słów: 2468

________________________________________________________________


Hej.
Rozdział szybciej niż sądziłam, bo po prostu... Wena. Jest najdłuższym z 
wszystkich dotychczasowym. Wersja, którą przeczytałyście jest tą trzecią. 
Zgadza się. Pisałam go trzy razy. Pierwsza wersja miała za dużo dialogów. 
Druga ogólnie mi się nie podobała, mimo że siedziałam nad nią do prawie
trzeciej w nocy. Tak, więc mam nadzieję, że ta wam się spodoba. Dodaję,
mimo że nie ma jeszcze 10 komentarzy pod ostatnim. Stwierdziłam, że ja się 
staram, a to czy wy to doceniacie to wasza sprawa. Oto 33 rozdział. Jeszcze trzy.
Staram się już tworzyć bloga dla drugiej części i myśleć nad nazwą, ale to 
kwestia czasu. Ka bum tss! Zayn się obudził :D 

Question 1. Lou wyzna miłość Lottie? Czy raczej ona zrobi to
pierwsza?

Question 2.  Jak zareaguje Kate na wiadomość, że Zayn się obudził?

Question 3. Czy Luke czuje coś do naszej Lots?

Odpowiedzi wiecie, gdzie umieszczać :))
Przepraszam za błędy, jeśli jakieś się pojawiły.

Little Bird 
Szablon by S1K