czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 23

Czerwona czcionka powinna Wam się kojarzyć
już z czymś, ale mimo to zapowiem i ostrzegę. 

Rozdział zawiera treści przeznaczone dla osób
pełnoletnich (oczywiście, że nie xD ). Nie chcesz
to nie czytaj. Mam nadzieję, że nie zryję Wam psychiki. 

 Patrzyłam wciąż w jeden i ten sam punkt naprzeciwko mnie, podczas gdy Harry cierpliwie czekał, aż dokończę tak ważne dla niego zdanie.

- Przepraszam...- zebrałam się w sobie. - Ja... Sama nie wiem co czuję. Przepraszam. Nie chcę Cię ranić. Po prostu daj mi czas. 

Choć wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony, to jego zielone oczy zdradzały wszystko. W głębi ich koloru odkryłam mieszankę wielu emocji: bólu, strachu, rozgoryczenia, zażenowania, złości, rozbicia i... Żalu. Żalu do mnie lub do siebie samego. Solidna dawka alkoholu jedynie dwukrotnie zwiększała odczuwania przez niego bodźców i uczuć wewnętrznych. Bałam się. Bałam się, iż po raz kolejny zniknie na kilka dni, bądź na nawet dłuższy okres czasu... Że więcej mi nie zaufa... Że stanie po stronie swojego brata... Oh. O jak wiele rzeczy bałam się w tamtym momencie. Stopniowo traciłam najważniejsze dla mnie osoby. Chyba wolałam swoje szare życie studentki od tego, które właśnie przeżywałam... Zero problemów, nie licząc tych, kiedy nie nauczyłam się na ważny sprawdzian. A teraz? Nie radziłam sobie z zakochaniem i nagłym zainteresowaniem ze strony chłopców. Wyznanie Harry'ego jedynie powiększyło kłębek myśli, kotłujących się w mojej prawdopodobnie napuchniętej głowie. 

- Przepraszam. Przepraszam. - powtarzałam te słowa niczym mantrę. - Nie odchodź. Przepraszam.

Chłopak wyrwał swój nadgarstek z mojej malutkiej dłoni, po czym odwrócił się do mnie plecami.

- Harry... Nie rób tego.- wyszeptałam wręcz błagalnie. 
- Za późno.
- Nie. Nigdy nie jest za późno. Proszę powiedz, że nie!

Złapał go za napięty biceps, ten jednak strącił moją rękę.

- Nie. Hazz. 

Balansowałam na cienkiej granicy pomiędzy złością, a chęcią rozpłakania się. 

- Zostaw mnie!

Moje plecy gładko przywarły do białej ściany, gdy Harry bez większego wysiłku pchnął mnie na nią.

- Nie chcesz mnie? Rozumiem, ale na miłość boską... Daj mi odejść z resztkami honoru!- mówił, opierając  swoje ręce po obu stronach mojego ciała.

Nagle, nawet ku swojemu zdziwieniu, złapałam go za koszulkę, przyciągając tym samym do siebie oraz namiętnie całując. 

- Co ty... - zaczął, lecz przerwałam mu.
- Cssii. Chcę Cię, głupku. 

Tymi słowami wywołałam swoistą burzę hormonów w moim organizmie.

- Kochaj się ze mną.- mruknęłam.

Nie wiem jak to się stało, ale rzeczywiście to powiedziałam. Chciałam zrobić TO pierwszy raz z nim.

- Najpierw coś mi wytłumacz.
- O co chodzi?
- Dlaczego powiedziałaś, że nie wiesz co czujesz?
- Ja... Khym...To trudne pytanie.

Nie potrafiłam sklecić jednego zdania, czując na sobie jego intensywne spojrzenie. 

- Ugh. Nie mogę.- prychnęłam.
- Co?
- Nie potrafię mówić, kiedy tak się na mnie patrzysz!
- Jak?
- Jakbym była jakimś deserem!

Cieniutki chichot wyrwał się z jego malinowych ust, po czym Harry polizał mnie w nos.

- Bo nim jesteś. Dla mnie.- szepnął tuż przy moim uchu, przygryzając jego płatek.

Dziwny dreszcz szarpnął moim spragnionym jego dotyku ciałem.


- Jesteś pewna swojej decyzji?- zapytał ogarniając wzrokiem całą moją twarz,  jednak skupił się głównie na moich ustach.

Jego długa ręka powoli sunęła po moich plecach, zbliżając przy tym nasze ciała.

- Jestem… - oczywiście, że nie byłam!


Nasze wargi przywarły do siebie w pełnym pasji pocałunku, podczas gdy zręczne palce Harry’ego bez problemu radziły sobie z zapiętym paskiem przy moich spodniach. Odsunęłam od siebie jakikolwiek strach oraz poczucie niebezpieczeństwa. Liczyła się tylko ta chwila- Ja, Harry i to co nas łączyło. Stopniowo zapominałam o wcześniejszych wydarzeniach tego dnia.  Nieśmiały uśmiech wpłynął na moją twarz, kiedy zauważyłam lekkie zdenerwowanie chłopaka. Nie mogąc poradzić sobie z drżącymi dłońmi, oparł swoje czoło o moje. Zachichotałam cicho, czując gilgotanie jego miękkich loków.

- Robiłaś już to?

Zaskoczona, a zarazem zażenowana pokręciłam głową na „nie”. Byłam w 100% pewna, iż moja twarz przybrała kolor buraka.

- Cholera.- kilka przekleństw uleciało wraz z jego westchnieniem.
- To coś zmienia?
- Oczywiście! Nie chcę zrobić Ci krzywdy.


Skrzywiłam się na samą wizję brutalnego dotyku na moim ciele.


- Nie zrobisz tego..- wyszeptałam.
- Ja…
- Ufam Ci.


Opuszkami palców dotknęłam rozgrzanego policzka mojego kochanka, ten natomiast przechylił lekko głowę, by wtulić się we mnie.


- A jeśli zawiodę?
- Uspokój się. To ja powinnam się teraz bardziej bać! Nie ty.


Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, kiedy poczułam jak jego palce starają się rozpiąć guzik moich spodni. Nie zajęło mu to dużo czasu, więc chwilę później stałam przed nim jedynie w cienkiej białej bluzeczce na ramiączkach, pełniącej tymczasowo rolę mojej piżamy. 

Stałam jak wryta, podczas gdy on pozbywał się kolejnych części swojego ubioru. Jego opalony tors zdobiły powoli zasklepiające się ślady po walce.

- Nie boli już.- powiedział, widząc na co patrzę.
- To niebezpieczne.
- Lubię to... I jak widać nadal żyję. 

Miękkie, pełne usta złączył się z moimi, język torował sobie drogę między moimi rozgrzanymi wargami. Położyłam swoją dłoń na jego karku, kiedy prowadził mnie tyłem do łóżka, nie przerywając pocałunku.

- Podnieś ręce.- nakazał.

Bez słowa sprzeciwu uniosłam je, by po chwili poczuć zimne powietrze oplatające moją klatkę piersiową.

- No no... Bez stanika?- w jego głosie czułam podziw. 
- Miałam iść spać.- zachichotałam.

Opadłam  miękko na pościel, ciągnąc Harry'ego za sobą.

- Pięknie pachniesz....- wodził nosem po moim dekolcie.


Jego usta zostawiały mokrą ścieżkę od mojej szyi aż do podbrzusza. Zadrżałam czując jego ciepły oddech na mojej koronowej bieliźnie.

- Harry... Nie. Nie mogę.- jęknęłam.
- Nie bój się... Skoro nie chcesz to nie będę nic na siłę robił.- uśmiechnął się lekko.
- Chodź tu! Zimno mi bez Ciebie.

Przewróciłam Harry'ego na plecy, po czym przytuliłam się do niego niczym koala.

- Kocham Cię...

Jego szept wywołał u mnie dreszcze i nieznane mi dotąd ciepło wypełniające moje wnętrze.

Cudem udało mi się nie wybuchnąć płaczem.

- Jesteś idealny.- obdarowałam go słodkim buziakiem.
- Nie jestem. Uwierz..
- Dla mnie jesteś.

Spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym zwalił mnie na miejsce obok siebie.

- Jesteś pewna?
- Tak.

Zamknęłam oczy. Harry rozrywał szybko szeleszczącą paczuszkę, którą wyjął ze swojego portfela.

- Boisz się?- zapytał cicho.

Pokiwałam głową na 'tak". Nagle bez uprzedzenia poczułam swego rodzaju rozpychanie w dolnych partiach swojego ciała.

- Przepraszam.- musnął  mój policzek.

Moje mięśnie momentalnie napięły się, kiedy ostrożnie na mnie naparł.

- Rozluźnij się.- poprosił.

Skrzywiłam się z bólu przy mocniejszym pchnięciu jego bioder. Obraz przed moimi oczami stał się rozmazany z powodu łez powoli spływających po moich policzkach.

- Nie płacz, skarbie...

Starał się dopasować do mojego wnętrza, tuląc mnie przy tym do swojego torsu.

- No kurwa... - przeklnął pod nosem.

Jego ręka powędrowała na moje biodra. Tym razem wbił się we mnie szczególnie boleśnie. Nie potrafiłam opanować swojego szlochu. To nie był ten sam Harry. Nawet jego oczy miały inny odcień niż chwilę wcześniej.

- Harry... Przestań..- błagałam.

Wzdrygnął się.

- C... Co?- rozchylił usta.
- Nie mogę.. Nie chcę tak.
- Co się stało?
- To nie... To nie byłeś ty.- odwróciłam wzrok.
- Przepraszam. Lottie... Tak cholernie... Przepraszam.

Objął mnie swoim ramionami, zostawiając przy tym całus na moim czole.

- O tym mówiłem... Przepraszam.

_________________________________________________________________________________


Hej. 

Przepraszam, że pisałam ten rozdział prawie tydzień..
Brak weny i fakt, że osoby, z którymi piszę codziennie będą to czytały 
nie za bardzo mi pomagały ;c Kasowałam go 3 razy ;c 
I nadal nie jest dobry. Ba! Jest beznadziejny.
Przepraszam ;c Mam nadzieję, że chociaż jedno
zdanie wam się spodoba ;c Beznadzieja ;c Postaram się
jakoś Wam to zrekompensować ;c
Kocham Was ♥

Little Bird

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 22



Głos Harry'ego wypełniony był ledwo słyszalną wyższością.

- Co takiego wiesz, Braciszku?- syknął Louis ze śmiechem.
- Znam twoje tajemnice... Wiem wszystko

Na moment zapadła pełna napięcia cisza.

- Plan przejęcia firmy Taty spalił na panewce, prawda?- tym razem to Styles zaśmiał się.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Doprawdy?

Zza drzwi rozległ się dźwięk przewracanych kartek papieru.

- Skąd to masz?!- wrzasnął Tomlinson.
- Nie trudno było to znaleźć.- zakpił Lokaty.- Jesteś zwykłym manipulantem i frajerem, Will.
- Miałeś nigdy więcej nie mówić do mnie drugim imieniem.- ostrzegł.
- Nie pamiętam, żebym ci cokolwiek obiecywał... I wiesz co? Straciłeś Lottie. Straciłeś honor. Straciłeś wszystko. Jesteś nikim.- jego słowa pełne były odrazy.
- Nie. To ty nie masz nic!  Ani pieniędzy, ani swojego własnego domu, pracy, wykształcenia.. A tym bardziej miłości. Zawsze będziesz sam.- odgryzł się Lou.
- Oj nie. W tym przypadku ty nie masz nic do powiedzenia, okej? Nigdy nie byłeś zakochany.

Wydawali się być bardzo spokojni, jak gdyby rozmawiali o wyjeździe wakacyjnym.

- Masz się wynieść z mojego domu i życia, rozumiesz?!- Tommo tracił powoli swoją stoicką cierpliwość.
- Z chęcią, a teraz wyjdź. JUŻ!

Trzaśnięcie drzwi.
Westchnienie ulgi Kate.
Ich rozmowa z Zayn'em.
Śmiech Harry'ego.

Wszystkie te dźwięki dostawały się do mych uszu niczym pociski. Przeszywały moją głowę, powodując niezmierny ból. Obrazy wirowały, a policzki przyozdobiły łzy. To wszystko było popierdolone.

- Hej, Mała.- cichy głos mojej przyjaciółki przywołał mnie do rzeczywistości.- Możemy pogadać?

Brak jakiejkolwiek odpowiedzi z mojej strony, uznała  jako zgodę.

- Posłuchaj... - ujęła moją dłoń.- To trudne dla Ciebie chwile, ale każdy musi przeżyć swoje życie tak jak on sam chce. Nasze doświadczenia czynią nas tymi osobami, którymi jesteśmy, bądź jest nam pisane dopiero stać się. Nie raz miałam złamane serce, ale jak widzisz wyszłam z tego cało... Po tych wszystkich burzach na moim niebie pojawiła się niesamowita tęcza o imieniu Zayn. I wiesz co jest najlepsze? Uczyniło mnie to wszystko tylko mocniejszą osobą. Jestem szczęśliwa i czuję się dobrze z moim życiem takim jakie jest. Jakimś cudem tyle lat nie zakochałaś się, ale przyszedł też twój czas... Większość dziewczyn przy pierwszym zakochaniu trafia na nieodpowiedniego mężczyznę... Jesteś mądrą i kochaną dziewczyną. Ktoś taki jak on nie powinien Ciebie zniszczyć albo zniechęcić do czegokolwiek. Masz swoją wewnętrzną siłę. Dasz radę.. Jeśli nie sama to ja, Zayn oraz Harry Ci w tym pomożemy. Otwórz oczy... Osoba, która otworzy Ci drzwi do szczęścia, może być bliżej niż myślisz.- zakończyła zmieniając ton głosu.
- Kate... Ja... Kocham Cię.- przytuliłam ją z wszystkich sił.
- Też Cię Kocham, Lottie.

Przez moment jedynie uśmiechałyśmy się do siebie nawzajem.

- Wolny dzień... Wolna ty... Hm...- potarła swoją brodę, zamyślając się na chwilę.- Może tak poszlibyśmy wszyscy na koktajl? Starbucks?
- No nie wiem... Okej.
- Wystrój się! - zaśmiała się, po czym opuściła mój pokój.

Wybranie ubioru jak i pomalowanie się, nie zabrało mi wiele czasu.. Szczerze mówiąc, po tej rozmowie z Kate czułam się... Lekka? Zupełnie jakby problemy przestały istnieć.

- Wyglądasz... Wow.- mruknął Harry.
- Dzięki...- spuściłam wzrok z rumieńcami na twarzy.

Sam Styles prezentował się na prawdę dobrze... Ale to chyba nic nowego. Czarne spodnie opinały jego idealne nogi, klatkę piersiową zakrywała szara koszulka, natomiast swoje niesforne włosy poskromił zawiązując brązową bandanę.

- Lou dzwonił.- oznajmił.
- ... Nie rozmawiajmy o nim. Proszę.- uśmiechnęłam się krzywo.
- Dobrze.

***

Podczas spaceru przez miasto zauważyłam jak wielką uwagę płci przeciwnej przykuwał Harry... Praktycznie co druga kobieta odwracała się kilka razy, by móc na niego spojrzeć. Było to dość .. Irytujące.

Kiedy Zayn i Kate musieli udać się na obiad u rodziców dziewczyny, zdecydowaliśmy się pójść do malowniczego parku znajdującego się nieopodal.

- O czym myślisz?- zapytał w końcu.
- Ogólnie... Nie potrafię teraz powiedzieć o czym dokładnie.- wyznałam.
- Powiedzieć ci coś?
- Yhym.
- Od początku podejrzewałem, że to co jest między Tobą, a Louis'em to jakaś ustawka.
- Dlaczego?
- Jakby to powiedzieć... Nie byłaś zbyt przyjaźnie do niego nastawiona.
- To prawda.
- Kogo ja widzę!- w naszą stronę zmierzała Suzie. 

Odruchowo zerwałam się na proste nogi.

- Czego chcesz?- syknął Zielonooki, obejmując mnie ręką w talii.
- Wracam właśnie od lekarza... - przed naszymi oczami pojawiło się zdjęcie USG.- Poznaj swojego Bratanka.
- Niemożliwe. On nie jest aż taki głupi.
- Nasze dziecko jest już faktem dokonanym. 
- Faktem? Proszę cię. 
- Nie mam zamiaru się z Tobą sprzeczać. Za niski poziom sobą reprezentujesz, Styles.
- Nie sil się na skomplikowane słowa i tak wszyscy wiemy jaka tępa jesteś.- zakpił.
- Pożałujesz.- rzuciłam nim odeszła, kręcąc tyłkiem. 

Jak to możliwe? Ledwo... Ledwo zerwaliśmy, a on zdążył zrobić jej dziecko? Nie mieściło mi się to w głowie.

- Hej... Nie płacz...- przytulił mnie tak delikatnie jakbym była zrobiona ze szkła.
- Co mam zrobić? Pomóż mi.- wychlipałam.
- Zapomnij. Tak będzie najlepiej. On nie jest ciebie wart.
- Ale...
- Wracajmy już.

Czułam, że coś jest nie tak... Nawet nie patrzył mi w oczy.

- Nie, Harry!- pociągnęłam go za rękę.
- Co?- zdziwił się.
- Spójrz na mnie!
- O co ci chodzi?
- To ja się pytam o co Tobie chodzi! Widzę, że coś jest na rzeczy!
- Mylisz się. 
- Serio? Serio uważasz, że jestem, aż tak głupia? 
- Nie nie...
- No więc? 
- Pogadamy w domu, okej?
- Obiecujesz?
- Oczywiście.

Droga powrotna minęła nam w całkowitej ciszy... Żadne z nas nie odważyło się odezwać.

- Powiesz?- zapytałam, kiedy tylko przekroczyliśmy próg mojego mieszkania.
- Nie tutaj. Chodź do twojego pokoju.

Zajęłam miejsce na brzegu swojego łózka, patrząc na niego w oczekiwaniu na jakiekolwiek wyjaśnienia.

- Chcesz coś do picia?- kąciki jego ust uniosły się z nadzieją.
- Nie. Chcę, żebyś mi do cholery powiedział!
- Ale...
- Nie, kurwa.

Spojrzał na mnie całkowicie wytrącony z równowagi stanowczością mojego głosu.

- Ja... Przepraszam. Nie mogę.

Osłupiała patrzyłam jak z znika z zasięgu mojego wzroku.

Uciekł.
Dlaczego?
Co takiego się stało?


***

Trzy dni zajęło mi uporządkowanie swoich myśli na temat Louis'a.... Jednak sprawa Harry'ego nadal była dla mnie tajemnicą. Nie pojawił się u mnie przez ostatnie 72 godziny... Nikt go nie widział. Martwiłam się. Skutecznie udawało mi się zbywać pytania mojej mamy, aż wreszcie dała spokój pytaniom o mój "związek".

Był czwartkowy wieczór, akurat układałam się do snu, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.

- H.-Harry?- wydusiłam z siebie po pół minuty bezsensownego wpatrywania  się w mężczyznę za moim progiem.
- L... L.. Louis?- wybełkotał.
- Nie. Charlotte.

Zapach alkoholu bił od niego na kilometr.

- Nie kłam!- tupnął.

Moje dłonie spoczęły na jego klatce piersiowej, gdy przechylił się do przodu jakby lada chwila miał upaść.

- Zostaw ! Nie obmacuj mnie!- pisnął niczym mała dziewczynka. 
- Chodź do mnie.
- Chcesz mnie zgwałcić?!

Jego przerażenie śmieszyło mnie. Przezabawny widok.

Bez dalszych przeszkód dał zaprowadzić się do pomieszczenia, w którym ostatni raz przed tamtą dziwną "rozmową".

- Harry. Co się stało? - położyłam się obok niego. 
- Lottie?- jęknął.
- Tak, to ja.
- Ja...

Łzy niebezpiecznie balansowały na granicy jego pięknych oczu. Był roztrzęsiony. Co ten alkohol robi z ludźmi?

- Ja nie wiem co powiedzieć...- uniósł się do pozycji siedzącej, ukrywając twarz w dłoniach. - Chciałem.. Chciałem nie czuć... Kurwa... Jestem mięczakiem... Nie mogę. Kocham Cię. Nie mogę tego nie czuć.

Harry... Rozpłakał się. Autentycznie. 

- Ja....- zaczęłam.

Musiałam wypowiedzieć te słowa, które same cisnęły się na moje usta. 

_________________________________________________________________________________

Hej!
Już na początku chciałabym przeprosić za jakość,
ponieważ jakoś nie szło mi pisanie tego rozdziału. 
Gdybym kazała wam czekać jeszcze jeden dzień,
to prawdopodobnie wykasowałabym go w całości.
Już tak zrobiłam xD Pisałam go dwa razy.
Mam nadzieję, że choć troszkę zrozumiecie
treść rozdziału ;c Przepraszam. Motyw ciąży jeszcze
kilka razy pojawi się. Nie lubię tej Suzie xD ;c
Następny najpóźniej w piątek, bo we wtorek jadę do Częstochowy -,-
Z przymusu oczywiście xD 
Muzykę dobrałam bardziej do późniejszej
części więc do kłótni bd mogła nie pasować ;c 

Question: Jak sądzicie co powie Lottie?

Podpowiedź. Zmieni to wiele. xD 

Little Bird ♥

środa, 21 maja 2014

Rozdział 21



ważna notka u dołu

-Louis to dupek, że się tak zachował.- wyszeptał Harry, kiedy oparłam głowę na jego ramieniu w taxówce.
-Mhm..- mruknęłam w odpowiedzi.

Byłam skonana, a wydarzenia z całego dnia zdawały się uciskać od wewnątrz na moją czaszkę. Czułam pulsujący ból w okolicach skroni, a jedzenie w moim żołądku fikało koziołki.  Jednakże nie czułam jedynie cierpienia fizycznego… Było także to, którego nie można było dostrzec gołym okiem. Serce ściskało się w piersi na wspomnienie wyrazu twarzy Tomlinson’a na wieść, iż to koniec. Zdawał się być tym przejęty, ale.. Jak sądzicie? Po nim można było się spodziewać wszystkiego, prawda? Zapewne jedynym co go obchodziło w tamtym momencie był fakt, że stracił swoją „wspólniczkę” w niecnym planie przejęcia rodzinnej firmy. Jak można być tak wspaniałym, a zarazem zepsutym człowiekiem na raz? Przecież te cechy pozornie wykluczają się! Tak…. To niepokorne słowo, które zawiera w sobie tyle nie domówień – „pozornie” … Nienawidzę tego wyrazu prawie tak mocno jak „A co gdyby..” czy nawet „Powiedzmy, że tak”. Tak. Nienawidzę owijania w bawełnę. Lubię wiedzieć o co komuś konkretnie chodzi… Jednak Louis to mężczyzna pełen sprzeczności… I chyba w właśnie one są najbardziej kuszące….  Czają się głęboko w jego duszy i myślach, a można poznać je jedynie poprzez poznanie jego samego. Wiedząc dostatecznie wiele o Louis’ie, otrzymuje się możliwość odkrywania skrawek po skrawku kontrastowości jego postaci. Istnieje też faktyczne niebezpieczeństwo, iż on sam cofnie się o krok do tyłu, by zamknąć swój magiczny świat tylko dla siebie…. Magiczny świat kuszących sprzeczności. Może dlatego mam ochotę wrócić do niego i wykrzyczeć jak bardzo go kocham… Może dlatego mam mimo wszystko wyrzuty sumienia, że byłam tak oschła… Tyle tego „może”! Czy choć raz coś nie mogłoby być oczywiste i proste?!

- Jesteśmy na miejscu.- szept Styles’a wyrwał mnie z głębokich rozmysłów na temat Lou.
- To znaczy gdzie?
- Pod twoim mieszkaniem.- wyjaśnił.
- Och.. Wejdziesz?- okryłam się ciaśniej jego kurtką, mimo że nie było mi wcale zimno. Jedyny chłód jaki czułam, to ten emocjonalny.
- Lepiej nie… Twoi rodzice.
- Zapomniałam wspomnieć, że zdecydowali się zatrzymać u cioci.
- A ta narzeczona Malika?
- Kate? Pewnie śpi.
- No nie wiem.- westchnął.- Louis nie będzie zadowolony.
-Jest sens przejmować się akurat nim? I tak muszę opatrzyć ci te wszystkie okropne rany, Wariacie.- westchnęłam, po czym pokręciłam głową z dezaprobatą.
- Dobra, dobra. Tylko nie praw mi kazań, Mamusiu.- zachichotaliśmy oboje.

Tak jak przewidywałam zza zamkniętych drzwi pokoju mojej przyjaciółki wydobywał się głośny dźwięk chrapania Zayn’a.

- Mieszka u was? – zapytał zdziwiony Harry.
- Zayn? Hm.. W pewnym sensie tak. Nie potrafię tego wytłumaczyć.

Przeszliśmy do łazienki, gdzie znajdowała się niewielka apteczka z wszystkimi potrzebnymi akcesoriami medycznymi.

- Teraz może lekko zaszczypać.- uprzedziłam, nim przyłożyłam wacik nasączony wodą utlenioną do jednego z rozcięć na jego twarzy.
- Jestem mężczyzną. Mnie takie rzeczy nie bol…- przerwało mu syknięcie wydobywające się z jego ust.
- Ciebie co?- wyśmiałam go zuchwale.
- Nic nic.

Naprawdę cieszył mnie fakt, iż w gimnazjum uzyskałam ocenę celującą z zajęć z pierwszej pomocy… Mimo to nigdy nie pomyślałam, że będę wykorzystywała te umiejętności w praktyce.

- Boli?- starałam się zatamować krew cieknącą ze skroni Harry’ego.
- Niee…- uśmiechnął się krzywo.

Biedny Styles nie zdawał sobie sprawy z tego, iż nie potrafił kłamać, a ja jedynie mogłam cicho śmiać się z niego.

- Już?- jego oczy rozbłysły z nadzieją.
- Tak. Chcesz się umyć?
- Szczerze? Nie mam siły teraz na to.- mruknął.
- Ja tak samo!- roześmiałam się, ciągnąc lokatego chłopaka do mojej sypialni.

Możecie jedynie wyobrazić sobie jaka ulga towarzyszyła mi, kiedy spostrzegłam, iż w pomieszczeniu panują całkowite ciemności. Nie sądzę, by zrobił na nim dobre wrażenie nieporządek panujący w moim małym królestwie.

- Ja śpię tylko w bokserkach.- ostrzegł Hazz.
- Khym.. Okej.

Moje policzki oblały się bordowym rumieńcem, kiedy poczułam jego półnagie ciało tuż przy swoim. Czułam jego przyspieszony oddech na karku. Zadrżałam.

- Coś nie tak?- dało się wyczuć niepokój towarzyszący wypowiedzianemu przez Niego pytaniu.
- Nie. Po prostu dopiero teraz poczułam jak zimno mi było.

Istnieje coś takiego jak chłód uczuciowy? Nie wiem sama, ale jeśli takowy istnieje, to właśnie on ściskał mnie od środka.

- Lepiej?- ramie Harry’ego objęło mnie w talii.
- T-tak.

Gdy moje powieki powoli stawały cię coraz cięższe, usłyszałam stłumiony przez poduszkę szept chłopaka:

- Nigdy więcej nie dam cię skrzywdzić.
- Mówiłeś coś?- postanowiłam udawać.
- Ja? Niee…

***

Rankiem obudziły mnie miękkie usta Zielonookiego napierające na mój policzek w delikatnym pocałunku.

- Pora wstawać, Ślicznotko.- wybełkotał do mojego ucha.
- Mmm…  Która godzina?
- Jedenasta.
- Co?!

Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Przecież jest sobota.- przypomniał.
- Aaa.. No tak.
- Zaraz wrócę.

5 minut.

10 minut.

15 minut.

20 minut.

Harry'go nadal  nie było.

Akurat gdy zbierałam się by wstać, ten pojawił się w progu, niosąc tacę ze śniadaniem.

- Ta dam! - wykrzyknął podekscytowany.
- Dla mnie?
- Tak!

Na moich kolanach pojawił się posiłek.

- Siadaj! Zjedz ze mną!- zaśmiałam się.

Niestety jeszcze zanim wzięłam choć kęs pysznie wyglądających naleśników, do pokoju wpadł Huragan Tomlinson.

- Co wy!? W chuja sobie lecicie?!- ryknął, a jego ręka jednym ruchem zwaliła tacę na podłogę.
- Louis!- wstałam.

Jego oczy zwężyły się do granic możliwości, kiedy ujrzał mnie w samej bieliźnie, obok Harry'ego odzianego jedynie w bokserki.

- Idiotę ze mnie robicie?!

Pchnął brata.

- Louis! Uspokój się!- krzyknęłam.

Chwilę później poczułam mocne uderzenie w policzek.... Cios przeznaczony dla Harry'go trafił we mnie.

- Ty pierdolony dupku!- niezrozumiały potok przekleństw wyrwał się z ust Lokatego.

Opadłam na kolana, zanosząc się szlochem.

- Co się stało?!- Kate przytuliła mnie szybko.
- Lottie... P-przepraszam....- Harry rzucił się na dywan.
- Chcę zostać sama.- szepnęłam, ocierając łzy.
- Ale...- odezwali się w tym samym czasie.
- Proszę was...


Samotność była najlepszą rzeczą jaką mogli mi wtedy dać. Mogłam spokojnie łkać w poduszkę, nie przejmując się, że ktoś w każdej chwili może wejść.

Obudziłam się na znajomy mi dźwięk... Dźwięk głosu Lou. Rozmawiał z Kate.

- Nie, Louis. Ona nie chce Cię widzieć.
- Prz..
- Nigdy więcej.- podkreślała każdą głoskę.
- Muszę z nią porozmawiać.- szepnął.
- Nie. Wiesz co? Stałam za Tobą murem, kiedy Charlotte mówiła, że musi na Ciebie uważać, bo nie jesteś dobrym człowiekiem... Pomyliłam się. Ona miała rację.- syknęła moja przyjaciółka.
- Kocham ją.

Dwa słowa.
Dwa słowa, które z łatwością rozkruszyły skorupę, którą zdążyłam już wokół siebie utworzyć.
Dwa słowa, które przebiły moje serce na wylot i spowodowały przyspieszony puls.
Tylko dwa, a jakże znaczące.
Nigdy tego nie powiedział.
Dlaczego musiał w takim momencie?
Dlaczego teraz?

Kilka milionów pytań kotłowało się w mojej głowie, a ja nie potrafiłam ich uporządkować.

Nagle do rozmowy włączył się Harry... A słowa, które wypowiedział sprawiły, iż wstrzymałam oddech.

_________________________________________________________________________________

ka bum tss xD

Hejo!
Oto i rozdział 21 :D  Wydaje mi się, że długość jest okej, ale pozostawiam to
waszej subiektywnej ocenie. Musiałam zakończyć w takim momencie, ponieważ
zdanie wypowiedziane przed Hazzę będzie głównym wątkiem
kolejnych rozdziałów. Nie ma w nim za dużo akcji i sądzę, że
w niektórych momentach była dość chaotyczna ;c jak zwykle.
Niektórych myśli po prostu ubrać w piękne zdania... ;c
Dość długo kazałam wam czekać na rozdział, a wszystko to ze względu
na komunię mojej siostry. W sobotę pomagałam mamie, a w niedzielę była imprez,
 po której również musiałam sprzątać ;c Na prawdę nie miałam siły ani czasu na 
pisanie. Ważną sprawą jest również fakt, iż zmieniłam nazwę bloga :D ;c
Wiem, ze rozmawiałyśmy już o tym na Twitterze, ale mimo wszystko chciałam coś o
tym powiedzieć. Siedziałam sobie w pokoju i oglądałam TIU, kiedy
nagle pomyślałam o zmianie nazwy bloga. Pierwszą nazwą jaka mi przyszła do głowy
była obecna " Dark Side Of Tomlinson "... Sądzę, że będzie pasowała
do ciągu dalszego ff :) Mam zamiar po zakończeniu tego ff, pisać jego sequel. 
Moje pytanie do was na dzisiaj brzmi: Co sądzicie o dodawaniu rozdziałów
ze scenami erotycznymi?
Mam zamiar takowe dodawać, bo ... Dark Side  xD 
Wiem, że ktoś na bank powie, że to moje ff i to ja decyduję, ale chcę
żeby to wam się podobało i liczę się z waszym zdaniem :) ♥
Odpowiedzi zostawcie tutaj lub na tt :D 
Przepraszam, że taka długa xD

Little Bird 


piątek, 16 maja 2014

Rozdział 20



Brązowe oczy Demi wpatrywały się we mnie z oczekiwaniem, kiedy zbierałam siły, by móc wydusić z siebie choć jedną sylabę.

- Kochasz go, prawda?- zapytała w końcu.

Po chwili namysłu pokiwałam głową na "tak".

- Pierwszy raz czuję coś takiego i nie wiem co robić.... Kocham go, ale...
- W miłości nie ma żadnego "ale", moja Kochana.
- Więc co mam zrobić? Wszystko było okej, do czasu gdy pojawiła się... Jego dziewczyna.
- Dziewczyna?- jej usta uformowały się w kształcie litry "o".
- Tak. Pod czas, gdy Louis...
- Zaraz, zaraz. Louis? Tak ma na imię?- przerwała mi.
- Tak...
- Tomlinson?
- To jego nazwisko, ale co w związku z tym?- byłam lekko skonsternowana.
- Dlaczego nie powiedziałaś od razu, ze ten mężczyzna to pieprznięty brat Hazzy?
- Pieprznięty? Nie rozumiem..- mruknęłam, marszcząc brwii.
- W dzieciństwie mieszkałam na przeciwko rodziny Harry'ego i jakoś nigdy nie lubiłam tego dupka.- fuknęła.-  Zawsze ciągnął mnie za włosy, a w późniejszych latach, kiedy zaprzyjaźniłam się z Loczkiem w liceum, ten mnie podrywał.
- Zmienił się...
- Uwierz mi, że nie. Tacy jak on nigdy się nie zmieniają.
- To chyba taka rodzina... Harry też nie jest spokojnym duchem.
- On? On jest żywym złotem.

Odruchowo obie spojrzałyśmy w stronę grupki chłopców, stojących nad brzegiem basenu.

- Lubisz go, tak?- wypaliłam.
- Ja? Oczywiście! Jesteśmy tacy sami z charakteru.

Skrzywiłam się nieznacznie, przypominając sobie dzisiejszą walkę.

- Nie daj się zwieść tej jego masce.- stwierdziła cichym głosem Demi.
- To znaczy?
- Widziałaś dzisiaj, że potrafi się bić i jaki to z niego nie chojrak... Ale musisz wiedzieć, że to wszystko to tylko skorupa jaką się otacza. Jest słodkim chłopakiem, jeśli pozna się go lepiej.
- Harry? Słodki?
- I to bardzo. Jest moim najbliższym przyjacielem. Ufam mu całkowicie.- uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Harry jest... Hmm... Bardzo pomocny.
- Ooo tak.

Nagle przed moimi oczami pojawił się zielony kubek ze świecącą w ciemnościach słomką.

- Rozmawiałyście o mnie?- Styles podał mi naczynie, po czym usiadł na stoliku.
- Tak.- odparła szczerze Blondynka.
- A co takiego mówiłyście?
- Takie tam..- bąknęłam pod nosem.
- Dziewczyny! Dawajcie! Wskakujcie do basenu!- dobiegły nas krzyki Liam'a.
- Upił się.- jego dziewczyna zachichotała, idąc w stronę leżaków.

Harry zajął wolne miejsce obok mnie.

- Jest śliczna..- stwierdziłam.
- Kto? Demi?
- Tak.
- Potwierdzam. Payne to szczęściarz.

Miło było patrzeć na ich trójkę. Osoby, które były ze sobą tak mocno zżyte... Mogło się wydawać, że jeśli jedno z nich odeszłoby, to reszta nie przeżyłaby tego. Każdy z osobna miał swój własny, niesamowity charakter, a wszystkie połączone w jedno tworzyły perfekcyjną przyjaźń.

- Idziesz potańczyć?- zaproponował Zielonooki.
- Czemu nie...
- O! To mi się podoba!

***

W pewnym momencie impreza rozkręciła się na tyle, że na posesji Payne'a pojawiało się coraz więcej obcych mu osób. Alkohol lał się stróżkami... Nie ominął on również moich i Hazzy ust.

- E! Malina! Zatańcz ta ze mną!- krzyczał Loczek na całe gardło.
- Harry!- pisnęłam, wyrywając się z jego objęć, kiedy podniósł mnie nad ziemie i zaczął kręcić.
- O!

Zrzucił mnie na ziemię i pobiegł w stronę stolika z przekąskami.

- Jestem kłotny!

Nie mogłam opanować swojego śmiechu! Napchał swoje usta po brzegi popcornem! Wyglądał jak wiewiórka!

- Wracaj lepiej do domu.- wybełkotałam.
- Nie cem!- tupnął nogą.
- Cesz!
- Nie cem!

Zamknęłam na moment oczy, gdy otworzyłam je, Harry'ego już nie było.

Procenty buzujące w mojej krwii dawały o sobie znać... Traciłam grunt pod nogami. Opadłam na leżak,  jednak chwilę później znów stanęłam na baczność, słysząc głośne, chóralne krzyki z wnętrza domu.

- Co się dzieje?!- złapałam za skórzaną kurtkę wyraźnie przerażonej Demi.
- Biją się!- nachyliła się do mojego ucha.
- Kto?!
- Harry!
- Co?! Z kim?!
- Ze swoim bratem!
- Z Louis'em?!
- Tak!
- Co on tu robi?!- byłam roztrzęsiona.
- Louis?!
- Tak!
- Przyjechał niedawno! Szukał was!

Realnie przestraszona rozejrzałam się wokół, po czym  poczęłam przeciskać się w stronę centrum wydarzeń.

- Harry! Harry!- wydzierali się ludzie.

W tym momencie ujrzałam bezradnego Styles'a, próbującego obronić się  przed ciosami starszego brata. Alkohol robił swoje.

- Louis zostaw go! Louis, kurwa! - ciągnęłam za jego bluzę.

Pięść Tomlinson'a z całą jego siłą uderzała w już i tak obitą twarz Hazzy, pod którego głową utworzyła się niewielka kałuża krwii... Mimo to w ciągu chwili Harry znalazł się na górze szarpiąc i bijąc Louis'a.

- Dość, kurwa mać! Harry!

Ignorując fakt mojego upojenia alkoholowego, zrzuciłam Loczka na podłogę.

- Wychodzimy!- wrzasnęłam.

Dwóch mężczyzn bez zbędnych słów  udało się w ślad za mną w stronę wyjścia. Zajęło im to dużo czasu ze względu na to, że nie mogli utrzymać równowagi.

- Co wy sobie wyobrażacie?!- słysząc mój ton głosu, można było  wywnioskować, iż czuję do nich odrazę.
- Ja...- jęknął Harry, łapiąc się za ramię.
- Nie. Czekaj.- warknęłam do niego.

Mój wzrok spoczął  na nadal pewnym siebie Louis'ie.

- Co ty tu robisz, co?!- ryknęłam.
- Szukałem was! - zirytował się.
- Mogłeś zająć się swoją Suzie!
- Nie mów tak.

Usta Lou utworzyły prostą linię.

- A jak inaczej mam mówić?! No, wyjaśnij mi!
- Nie wiesz nic.- szepnął.
- Tak! Nie wiem! A wiesz dlaczego?!
- Bo ci nie powiedziałem.
- Bingo, Geniuszu!- rzuciłam sarkastycznie.
- I co teraz będzie?- mówił na prawdę cicho i spokojnie.
- A jak myślisz?
- Obecnie nie myślę.
- Nic nowego.- zakpiłam.
- ...
- To koniec. - szepnęłam..

 Czułam jak uchodzi ze mnie cała złość, a na jej miejsce wstępuje rozżalenie oraz głęboki smutek. Musiałam mocno ze sobą walczyć by nie wybuchnąć na Jego oczach rzewnym płaczem.

- Koniec?- brzmiał równie melancholijnie co ja sama.
- T-tak.

Nie wiem skąd znalazłam w sobie tyle siły, ale zdawało się jakby w moim ciele znajdowały się jej całe złoża. Odwróciłam się plecami do człowieka, którego kochałam całą duszą, po czym odeszłam, prowadząc jego niestabilnego brata.

Byłam po części zdruzgotana i po części dumna z samej siebie. Potrafiłam się postawić i nie dawać sobą pomiatać! Ale... Jednego byłam pewna... Miałam wielką dziurę w swojej piersi, na której miejscu kiedyś znajdowało się serce. Stanowiło ono teraz jedynie strzępki swojej wcześniejszej formy.

- Wszystko będzie dobrze...- Harry pogładził mnie po plecach pokrzepiająco.

W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego słabo.

- Zadzwonić po taxówkę?- zapytał, przerywając tym samym panującą między nami ciszę.
- Tak...

Prawdopodobnie dawka adrenaliny dostarczona do jego krwii pod czas bójki, otrzeźwiła go lekko.

Poczułam ciepło jego bluzy, którą okrył mnie,  na swoich ramionach.

_________________________________________________________________________________



Czejo!
A więc... Mamy taki okrągły numerek rozdziału!
Dwudziestka!
Ta dam! 
Chciałam, żeby był jakiś niezwykły, ale wyszło.. nie wyszło xD
Podjęłam decyzję, że tymczasowo rozłączę Lou i Lottie....
Co mogę wam powiedzieć? Otóż to, iż długo nie będą ze sobą.
Piszę na spontana i nie wiem jak to się potoczy.
Anyway. 
Mam nadzieję, że się nie nudziliście, czytając :D 
Dziękuję za tak wiele opinii pod ostatnim i mam nadzieję,
że już zawsze tak będzie :') ♥ 
Będzie króciutka przerwa, bo mam komunię siostry itp ;c
Ale postaram się jak najszybciej ;c 
Do następnego. Kocham was ! ♥

Little Bird 

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 19



Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam na plątaninę pięści, kopniaków, krzyków i jęków, jaką stanowili Harry oraz Luke. Ciosy wymierzane w Harry'ego zazwyczaj przeszywały jedynie powietrze, ponieważ Carter był zbyt oszołomiony uderzeniem głową o matę, którego doznał już na początku walki. Z nosów obu mężczyzn strużkami ciekła krew. Niestety znalazła ona swoje ujście również w kilku innych miejscach na ich twarzach. Uwierzcie mi na słowo. To nie był miły widok.

Luke został przyciśnięty po raz kolejny do podłogi, natomiast dłoń Styles'a raz za razem morderczymi seriami uderzała w jego już i tak pokiereszowane ciało. W tym momencie wiwaty ucichły i jedynym co można było usłyszeć był stłumiony gruchot kości Carter'a. 

Kiedy Harry kierował w stronę przeciwnika kolejne trafienie, na arenę wdarli się sędziowie. 

- Dość!- warknął wyższy.

Dalszej części widowiska nie widziałam... Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Miał rację. Nie powinnam tam wtedy być. 

Usiadłam na drewnianej ławeczce w szatni zawodników i łapczywie wciągałam powietrze. Gdy tylko zamykałam oczy widziałam obraz przedstawiający Luke'a w kałuży własnej krwi oraz pięści lokatego słodkiego chłopaczka całe we właśnie tej bordowej cieczy.

Nie minęło 20 minut, a drzwi rozwarły się na oścież. 

- Co tak się schowałaś?- zapytał Harry z triumfującym uśmieszkiem przyklejonym do ust.
- Tak jakoś...- odpowiedziałam cicho.- Boli cię?

Wstałam, po czym delikatnie dotknęłam opuchniętego policzka Styles'a.

- Głupie pytanie..- mruknęłam sama do siebie.
- Nie. Jest dobrze.- pokręcił głową.- I jak wrażenia?
- Hm... To nie jest dla mnie.. Boję się takich rzeczy.
- Przestraszyłem Cię? Boisz się mnie?
- Nie! Harry, nie... To nie tak. Po prostu nie lubię przemocy.- tłumaczyłam chaotycznie.

Chłopak pokiwał głową nieznacznie, a następnie odwrócił się tyłem do mnie by zmienić ubrudzony krwią strój.

- Louis do mnie dzwonił  pięć razy.- stwierdził, obracając w rękach telefon.
- Do mnie też się dobijał.
- Powinnaś z nim pogadać.
- Nagle chcesz ratować to co niby było między nami?- wrzasnęłam, a moje ręce machały w każdym możliwym kierunku.
- Mimo, że Tommo to dupek, to nadal jest moim bratem.
- Nie chcę go więcej na oczy widzieć, rozumiesz?!
- Nie krzycz. To nie jest miejsce na takie rozmowy.
- Nie chcę na razie o tym myśleć.-  szepnęłam.

Wiedziałam, że długo nie pociągnę udając, iż wszystko jest dobrze... Oj nie. Nie było tak. Czułam ogromny wewnętrzny ból... Taki jakiego jeszcze nie doświadczyłam. Wiem. Może to tylko kilka godzin od spotkania z Suzie, tylko kilka godzin sztucznego uśmiechania się, ale było to nie lada wyzwanie. Prawda. Nie chciałam o Nim myśleć, lecz cóż mogłam poradzić na fakt, że pojawiał się w każdej możliwej chwili w moich myślach? Jego słodki uśmiech przesuwał się przez moją głowę, zostawiając tym samym kilka nowych ran na moim sercu. Nigdy jeszcze nie byłam zakochana, a kiedy tylko zdarzyło się to po raz pierwszy  zostałam zraniona... Hah. Co najśmieszniejsze? Stało się to w przerażająco krótkim czasie, a ja nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Powinnam płakać, tak? Będzie czas na szlochanie w poduszkę, wolałam zrobić to co potrafiłam najlepiej.... Udawać. Kto nie nabrałby się na obrazek dziewczyny u boku przyjaciela uśmiechniętej od ucha do ucha? Kto wpadłby na to, że cierpiała od wewnątrz? Czy ktoś pomyślałby, że to wszystko to tylko maska pod, którą kryła swój strach? Nie! Nikt by nawet nie wysilił się na jakiekolwiek przemyślenia. Byłam pewna, iż Harry wiedział jak się czuję, ale nie chciał pogłębiać dziury w mojej duszy. To nie był najlepszy moment na rozważania... Na rozmowę z Louis'em tym bardziej. Nie potrafiłam zachować się dojrzale... Każdy w moim wieku miał już jakiś punkt odniesienia. Jakieś doświadczenia ze złamanym sercem, ale ja byłam inna. Zawsze.

- Masz jakieś plany na dzisiaj?

Oczy Harry'go patrzyły na mnie z wyczekiwaniem, kiedy on sam czekał na odpowiedź z mojej strony.

- Nie mam. A ty?
- Hm... Chciałabyś pobyć w samotności czy nie miałabyś nic przeciwko rozerwaniu się?- wypalił.
- Nie chcę się zamęczać myślami. Wolałabym drugą możliwość.
- Wygrałem i wiesz...  Mój kumpel organizuje imprezę u siebie.- zasugerował.
- Mogłabym?
- Jasne!
- A kiedy to?
- Dzisiaj. Pojedziemy najpierw do mnie czy do Ciebie?
- Mogę się przygotować u Ciebie, jeśli Tomlinson'a nie będzie.

Bez dalszych, zbędnych rozmów Harry odpalił motocykl, po czym włączył się o ruchu.

Ku mojej niewyobrażalnej uldze na podjeździe przed willą Lou nie było jego czarnego Audi.

- Leć się szykować, mamy godzinkę.- uśmiech nie schodził z jego poobijanej twarzy.

***

Postawiłam na strój z pazurem... Znając życie wszystkie dziewczyny będą tam półnago, więc nie chciałam wyglądać jak Sierotka Charlotte.

- Wzięłłłł.... wow!

Styles zaniemówił na mój widok, kiedy tylko odwrócił się w moją stronę.

- Dzięki!- zachichotałam.

Miał na sobie czarne spodnie, koszulkę tego samego koloru oraz białe Converse'y... Wyglądał.. Nieziemsko!

- Khym... Na czym to ja... A tak! Wzięłaś strój kąpielowy?- świdrował mnie wzrokiem.
- A miałam wziąć?- zdziwiłam się.
- Tak! To impreza basenowa.- zaśmiał się, wyciągając krótkie spodenki z tylnej kieszeni dżinsów.
- Chwila. 

Wybrałam pierwsze lepsze bikini z szuflady w garderobie.

- Gotowa?
- Jak zawsze! Jedziemy samochodem?- byłam zaskoczona.
- Tak, tak. W sukience raczej nie będziesz chciała jechać motorem, prawda?
- No tak...

***

Miejsce przyjęcia znajdowało się niedaleko centrum Londynu. Był to "dość" duży budynek odgrodzony od świata ciężkim białym murem, z zewnątrz oświetlony był milionem kolorowych lampek, natomiast wzdłuż ścieżki prowadzącej do frontowych drzwi poustawiano palące się pochodnie.

- Poznam Cię z moimi przyjaciółmi!- przekrzykiwał dudniącą muzykę.

W zielonych oczach Loczka tańczyły płomyki... Wyglądał bardzo młodo i niewinnie.

Kiedy weszliśmy do wnętrza domu w holu natychmiastowo rozdźwięczały wiwaty. Hazz wybuchnął śmiechem.

- Jednak jesteś!

Przed nami pojawił się mężczyzna w jasnych dżinsach oraz białej koszulce. U jego boku zajmowała miejsce śliczna dziewczyna. Wyglądali pięknie razem!

-O! Cześć, Liam!- krzyknął Harry.
- Siema! Kto to?!
- Lottie! Moja przyjaciółka!
- Chodź..- blondynka wyciągnęła ku mnie swoją dłoń, a ja niepewnie ujęłam ją.

Usiadłyśmy na jakimś odludziu w kącie salonu.

- Nazywam się Demi.
- Hej. Ja Lottie.- uśmiechnęłam się.
- Lottie?
- Charlotte.- wyjaśniłam
- Aa! Długo znasz się z Harry'm?
- Ponad miesiąc, więc chyba nie za długo. Jesteś dziewczyną.. umm... Liam'a?
- Tak. To wspaniały facet.- westchnęła z miłością w głosie.- A ty masz kogoś?
- ...
- Rozumiem... Zakochana czy ciężkie momenty w związku?
- Raczej to drugie.

Ukryłam twarz w dłoniach. Nagle poczułam czyjeś ramiona obejmujące mnie... to Demi!

- Spokojnie... Opowiedz mi... Spróbuję pomóc.- wyszeptała.


_________________________________________________________________________________


Siemanko Misiaczki!

Długo nie dodawałam rozdziału, wiem ;C 
Prawdę mówiąc to obiecałam go na poniedziałek, ale niestety
nie wyrobiłam się. Nie miałam czasami weny i wiecie... ;c 
Mam nadzieję, że spodoba się, mimo że spieprzyłam końcówkę...
Jak zwykle.  Padło pytanie czy inspiruję się Dark'iem. Powiem Wam,
że czytam go odkąd dziewczyna dodała 4 rozdział, ale nie inspiruję się nim w
procesie tworzenia postaci. Harry i Louis od początku mieli być swoimi
 przeciwieństwami. Tworząc statecznego Tomlinson'a miałam na uwadze fakt, 
iż Harry będzie musiał być swego rodzaju oszłomem xD I tak powstał Bokser :D
Jest Was co raz więcej, a opinii co raz mniej ;c Nie będę nikogo na siłę prosić
o komentarz :/ Anyways xD Sorki za długość notki, ale musiałam xD
Nie byłam u fryzjera w sobotę, bo było już zamknięte jak przyjechałam do miasta -,-
Jadę jutro zaraz po szkole :D 

Little Bird ♥

Jeszcze jedno! Dodałam (jak się domyślacie) dwoje nowych bohaterów
do zakładki :D 

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 18



W holu domu leżało kilka walizek w motyw panterki.

- Kogo to?- zapytałam Harry'ego.
- Nie wiem.. Drzwi były zamknięte, a ja nie miałem kluczy..

Jego mowa ciała podpowiadała mi, iż był bardzo niespokojny... Oj.. To nie będzie nic miłego.

Usłyszeliśmy kroki na schodach, a chwilę później naszym oczom ukazała się blondyna o niebagatelnej figurze  i ... Cóż.... Ja przy niej wyglądałam jak słoń.

- Harry...- przeciągnęła się, patrząc leniwie na Loczka.
- Suzie... Co ty tu robisz?- zapytał prawie szeptem.
- Wróciłam wcześniej.- skrzywiła się.- W Wenecji nie było już żadnych ciekawych sklepów.
- Zabierz stąd swoją rodzinę.- warknął do mnie cicho Szatyn.

Wysłałam moich towarzyszy na lody, by móc na spokojnie wyjaśnić tę sytuację.

- Kiedy wróci Louis?- ku mojemu zdziwieniu właśnie nim zainteresowała się S-Suzie.
- Kim ty jesteś?- tylko na tyle było mnie stać...

Czułam jak powoli tracę grunt pod nogami, moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Dlaczego panikuję?! Przecież to może być jego siostra! .. Kogo ja oszukuje... Nie. Ona nawet w jednym procencie nie była podobna.do kogokolwiek z Tomlinsonów.

- O to samo mogę ja zapytać.- uśmiechnęła się do mnie z pobłażaniem, lustrując moją sylwetkę.
- Nie bądź wredna.- upomniał ją Hazz.
- Uu... Czyżbyś skradła serce wiecznie zimnego Harry'ego Styles'a?- rzuciła uszczypliwie.
- Suzie, kurwa! Wracaj tam skąd wróciłaś, suko.

Spojrzałam zaskoczona na chłopaka obok mnie... Nie spodziewałam się tego po nim. Widać było, iż wrzał od środka. Pięści miał zaciśnięte, a jego malinowe usta utworzyły linię prostą.

- Jestem dz...- zaczęła.
- Zamknij się i wypierdalaj.- wrzasnął.
- Daj mi powiedzieć. Cóż Mała..- powolnym krokiem ruszyła w moją stronę,- Jestem dziewczyną Louis'a.... Domyślam się, że go znasz. To brat twojego kochasia.- zacmokała.

Dziewczyną?! Louis'a... Mojego Louis'a...

- Jak długo?- próbowałam zabrzmieć jak najobojętniej.
- Rok i siedem miesięcy.
- Lottie... To nie tak...- Harry próbował uratować dupę swojego Braciszka.
- Zostaw mnie.- syknęłam.
- Gdzie idziesz?!
- Do domu!

Zwykłe tempo chodu zamieniło się szybko w bieg... Mijałam innych, co jakiś czas zaczepiając kogoś ramieniem...Zebrałam wiele przekleństw pod swoim adresem, ale w tamtym momencie najmniej mnie to interesowało.

- Ej, ej! Czekaj!- usłyszałam za sobą.

Harry złapał mnie za ramię. Jego uścisk by mocny, ale ja mimo to zaczęłam się szarpać. Jak mnie dogonił?!

- Zostaw mnie, rozumiesz?!

Wrzasnęłam, odpychając go... Jednak już minutę później zamknął mnie w żelaznym przytuleniu.

- Harry...

Z moich oczu popłynął potok niekontrolowanych łez.

- Już dobrze.. Nie płacz...

Nie myślałam o tym, że jesteśmy na środku ulicy.. Ryczałam jak małe dziecko.

- To prawda...?- odezwałam się w końcu.
- Lottie.. Ja... Porozmawiaj z Lou. On lepiej wie. Chodź...
- Nie chcę tam wracać.- wychlipałam.
- Chcesz wrócić do siebie?
- N-nie.
- Ehh.... No dobra. Zabieram Cię ze sobą.
- Dokąd? 
- Zobaczysz.

Na jego twarzy pojawił się malutki uśmieszek.

- Zobaczysz.- mruknął tajemniczo.

Wróciliśmy na chwilę do willi, by zabrać jakąś torbę, po czym odjechaliśmy motorem w jakimś znanym tylko Harry'emu kierunku..

Po około 10 minutach zatrzymaliśmy się pod obskurnym budynkiem na obrzeżach.

- Co my tu robimy?- zaciekawienie  rozsadzało mnie od środka.
- Uspokój się.

Delikatnym ruchem dłoni otarł łzy, które od pół godziny nie chciały opuścić moich policzków.

- Dziękuję..

Dotyk jego dłoni był, o dziwo, kojący...

- Chodź.- powiedział, łapiąc torbę zabraną z domu.

Za osłoną betonowych ścian znajdowało się zadziwiająco nowoczesne i zadbane wnętrze. Po każdej stronie pierwszego korytarza znajdowało się po dwie pary drzwi, jednak największe, szklane znajdowały się na końcu i prowadziły do ogromnej sali.

- Gdzie jesteśmy?- rozejrzałam się, poszukując jakichkolwiek wskazówek, lecz białe ściany pokrywały jedynie jakieś surrealistyczne obrazy.

Ku mojemu zdziwieniu Harry zatrzymał się i otworzył przede mną jedną z drewnianych powłok.

- Zapraszam!

Styles zdjął koszulkę, ukazując umięśniony tors, po czym pozbył się także spodni.

- Co ty robisz?- odwróciłam wzrok zawstydzona.

Nie odpowiedział, by po chwili stanąć na przeciwko mnie w czarnych sportowych spodenkach.

- Siłownia?- strzeliłam.

Spojrzał mi w oczy z rozbawienie i nachylił się do torby, z której bez odrywania ode mnie wzroku wyjął rękawice bokserskie. Ach...

***

W pomieszczeniu na przeciwko znajdowała się duża siłownia.

- Potrzymasz?- zapytał, wymachując rękawicami.
- Jasne. Długo trenujesz?
- W sumie to tak. Miałem 13 lat, kiedy na serio się tym zainteresowałem.- wzruszył ramionami.
- Więc to jest "to" na co nie pozwala ci rodzina?
- Tak, tak.. Chcą, żeby był taki jak reszta dzieciaków z bogatych domów... Ale mnie to nie kręci.


Nim zaczął ćwiczyć przywitał się z kilkoma rosłymi mężczyznami.

Podnosił ciężary...
Biegał na bieżni...
Robił brzuszki...

Nie wiem ile czasu upłynęło, ale mogłabym tak siedzieć i patrzeć na niego całą wieczność... Ten natomiast co jakiś czas uśmiechał się w moim kierunku i nadawał szybszego tempa.

- Mam dzisiaj walkę... Może powinnaś wrócić do domu? To nie będzie ładny widok.- skrzywił się, ocierając czoło ręcznikiem.
- Zostanę, okej?
- No jak chcesz....  Nie chciałbym Cię wystraszyć.

We wcześniej pustej sali (tej na końcu korytarzu) zgromadziło się około 200 osób... Jak się domyśliłam wszyscy pragnęli zobaczyć akcję..

Przeciwnikiem Harry'ego był wysoki, muskularny dwudziestosiedmioletni Luke Carter.

Modlę się o Ciebie, Harry...

Sędziowie przypomnieli zawodnikom zasady, po czym rozbrzmiał dzwonek rozpoczynający walkę..

_________________________________________________________________________________


Cześć!
Chyba wyszedł w sam raz z długością :D
Pisałam go dość długo, bo od chwili gdy dodałam 17.
Końcówkę najdłużej "męczyłam" ;c
Wyszła jaka wyszła... Trochę bez ładu i składu, ale
napisałam to co chciałam.
Lou nie oświadczył się Suzie, bo jego
tata powiedział, iż ma znaleźć sobie porządną kobietę xD
Był pomysł, ale nie wiedziałam jak ująć go w słowa xD
Tak btw. to idę jutro do fryzjera pierwszy raz od 3 lat...
Jestem przerażona xD 

Little Bird ♥

PS.  Jakaś dziewczyna zjechała me ff i nwm czy dalej je pisać ;c 
To było dość ostre słowa jak dla mnie..

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 17



- Nie, Louis. Nikt nie jest idealny.- wyszeptałam, patrząc u prosto w oczy.
- Mylisz się.
- Tak. Masz rację. Mylę się, bo ty jesteś idealny.

Reakcja Lou zaskoczyła mnie. Zamknął na chwilę oczy, jakby zabolały go moje słowa, po czym pokręcił głową.

- Co się stało?- zapytałam.
- Nic, nic...

Jednak jego wzrok był przepełniony bólem... Jak to możliwe? Czyżby nawet Pan Tomlinson miał jakieś kompleksy? Nie... To nie możliwe. Nie on.

On jest tylko człowiekiem. Pamiętaj. - skarciła mnie moja podświadomość.

Niechętnie musiałam się z nią zgodzić.

- Porozmawiaj ze mną...

Moje dłonie gładził lekko materiał jego, tak sądzę, uszytego na miarę garnituru... Musiał kosztować fortunę, ale jego raczej na to stać.. Ja w swoich spodniach za kilkanaście funtów i swetrze po Kate wyglądam przy nim jak bezdomna... Mam co prawda tę garderobę od Lou, ale.. Nie... To za dużo.

- Oddałbym wszystko, by znać twoje myśli.- przejechał kciukiem po mojej brodzie, w odpowiedzi na co uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nie ma Pan takiej fortuny, Panie Tomlinson.
- Uwierz mi, że mam.- zadrwił.
- Zuchwały z Pana mężczyzna.
- Nawet nie wiesz jak bardzo, panno Davis.

Jego głos był kusząco cichy.. Po zagubionym Louis'ie nie było już śladu. Można było wyczuć rosnące miedzy nami napięcie...

- Dotknij mnie...- te słowa same uleciały z moich rozchylonych ust.

Zaraz! Zaraz. Zaraz. Co?!

- Lottie..

Na chwilę przestałam oddychać.. Co ja sobie myślałam?!

- Poczekajmy, aż będziemy sami.- przygryzł płatek mojego ucha, po czym bez słowa wyszedł.

W co ty ze mną pogrywasz Tomlinson!?

Skręcając się od wewnątrz z frustracji, ruszyłam w ślad za Szatynem. Och cholera.. Dobrze wiedział jak na mnie działa! Dupek! Rozsiadł się z satysfakcją w fotelu, po czym uśmiechnął się do mnie kpiąco.

Jeszcze będziesz żałował.

- Muszę jechać.- oświadczył nagle, ujmując moje dłonie.
- Dlaczego?- nie byłam zachwycona.
- Mam kilka spotkań. Harry jeśli wróci zabierze Cię do mnie.. Ja wrócę późno.
- Nie chcę być u Ciebie .. Bez Ciebie.

Zaśmiał się z mojej gry słów.

- To jest także twój dom.
- Louis...
- Harry zadzwoni jeśli wróci dzisiaj.

Pocałował mnie w czoło, następnie odszedł.

- Gdzie jest twój narzeczony?- zaciekawiła się mama.
- Pracuje...
- Nie bądź smutna. Wróci. Kocha Cię.
- Ja...
- Nie zaprzeczaj. Nawet głupi zauważyłby jego wzrok kiedy na Ciebie patrzy. Kochanie, on za Tobą szaleje..
- Och Mamo.... 

Mamo.. To za szybko.

- Zapomniałem czegoś.

Nie wiadomo skąd pojawił się Boo Bear i pocałował mnie, unosząc kilka milimetrów nad ziemie.

- Czego?- zachichotałam.
- Mojego serca. Oddasz mi je?- przechylił głowę.
- Nigdy.

Przycisnął mnie mocno do siebie.

- Siedziałem w samochodzie i nie mogłem odjechać.
- Praca czeka.- klepnęłam go lekko w tyłek.
- Panno Davis. Proszę się zachowywać!- skarcił mnie śmiejąc się,
- Panie Tomlinson. Sądzę, że Pana współpracownicy nie będą zadowoleni z Pana spóźnienia.
- Jestem szefem, panno Davis.
- Och...
- Masz rację. Powinienem się już zbierać. W końcu.
- Nie odsuwaj się...- mruknęłam.
- Mamy jeszcze całą noc dla siebie.
- Nie wiem. Może zostanę z rodziną.- powiedziałam cicho.
- Proszę... Zostań u mnie na noc.- w jego głosie słychać było wręcz błaganie.
- To nie zależy ode mnie. Porozmawiamy później, okej?

Dostrzegłam, iż Zayn nam się przygląda... Nie wyglądał na zadowolonego.  On coś wiedział... A ja nie wiedziałam czy chcę rzeczywiście wiedzieć, skoro tak nagle nie był zbyt przyjazny wobec Lou... Ale z drugiej strony. Zayn i Harry to kumple, a wszyscy wiedzą jakie są stosunki tych dwóch cwaniaków.

- Do wieczora, mała. 

Po chwili zniknął.. Po raz kolejny. 

- Kate? Gdzie Zayn?
- Poszedł gdzieś.

Była zbyt zajęta rozmową przez telefon, by podać mi więcej informacji... Cóż. Wymknął się. Pieprzony Zayn Ninja Malik.

- Lottie, pójdziemy na spacer?- zaproponowała mama.
- Jasne!

Byłam podekscytowana na rodzinne wyjście... Pierwsze od tak długiego czasu!

- Chodźcie na lody! Ja stawiam!- wyrwałam się z inicjatywą.

Sięgając po portfel zauważyłam, iż prawdopodobnie nie wzięłam go nawet od Lou!

- Um.. Słuchajcie... Zapomniałam pieniędzy.. Skocze szybko tutaj za rogiem...
- Idziemy z Tobą!- zadeklarowała Jenny.
- Em... No dobrze...

Willa Tommo znajdowała się zaledwie kilkaset metrów od lodziarni.. Bałam się prowadzić tam rodzinę... Nie wiem dlaczego, ale tak po prostu było.

- To tutaj..- powiedziałam, czekając na jakąkolwiek reakcje z ich strony.
- Ehm... Piękny dom. - odezwał się w końcu tata.

Zauważył nas Harry, który siedział na schodach z przodu posiadłości.

- Lottie!- był wściekły.
- Co się stało, Hazz?
- Dlaczego nie odbierasz telefonu?- porwał mnie w ramiona... przy wszystkich!
- Emm... Zapomniałam go z domu....
- Martwiłem się...

Jego szept sprawił, iż na chwilę wstrzymałam oddech....

 - Co się stało?

Zauważyłam bandaż na jego lewym ramieniu.

- Nowy tatuaż!-  był wręcz dumny.
- Jaki?- uśmiechnęłam się szeroko.
- Zobaczysz!

Objął mnie w talii i podniósł nad ziemię.

- Harry! To nie wypada... Jestem narzeczoną twojego brata!- syknęłam.
- Po prostu się martwiłem.- ni stąd ni zowąd obdarował mnie całusem w policzek.
- Postaw mnie. Rodzina się patrzy, a poza tym jestem z Lou.- zmrużyłam oczy.

Kiedy wypuścił mnie z objęć, po czym odszedł, wszyscy wpatrywali się we mnie.

- To był... Em... Brat Lou. Harry.- jąkałam się.
- Idziemy?- Kate uratowała mnie, jednak po chwili powiedziała do mnie cicho- On cię podrywa!
- Nie!- pokręciłam głową.

_________________________________________________________________________________

Siemanko!

Rozdziałek nie za długi nie za krótki, a w sam raz  :D 
Mam nadzieję, że będzie się przyjemnie czytało,
mimo  że czułam, iż piszę chaotycznie ;c 
Trochę się podjarałam takim jednym
vine'em i tak wyszło to z Lou i to jak
Hazza się wobec niej zachowuje xD
Taka tam inspirejszyn :D Boże... Nawet tutaj jestem 
chaotyczna xD 
Miłego czytania, a opinię tutaj lub na tt, jeśli chcecie
oczywiście ją pozostawić. 
Dodam zakładkę z kontaktem do mnie.
A tak btw. to miałam dzisiaj eliminacje
do literackiego konkursu powiatowego i pisanie tego
ff bardzo mi pomogło w tworzeniu pracy :D 

Little Bird ♥
Szablon by S1K