Ścisnęłam delikatnie dłoń Szatyna, siedzącego obok mnie. Jego twarz oblał bordowy rumieniec, mimo to nadal hardo odpowiadał na potok pytań ze strony mojego taty. Cóż... Ostrzegałam go. Każdy chłopak, który choćby odprowadził mnie do domu w podstawówce, musiał przez to przejść... Jednak Louis jest pierwszym mężczyzną, który daje sobie radę... Kolor jego twarzy mówił dokładnie coś innego, niż jego niczego nie zdradzająca postawa i obojętny ton głosu.
- Zapewni Pan mojej córce odpowiedni stan życia?- zapytał mój tata.
Słysząc pytanie Louis poprawił się na fotelu, a przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
- Cóż... Prowadzę kilka swoich firm.. Tak. Sądzę, że dam radę. Charlotte to wspaniała młoda kobieta. Postaram się dać jej to na co zasłużyła, będąc samą sobą.
Wzrok Louis'a skupiony był na mojej twarzy, a jego kciuk odbywał niezmienną wędrówkę wzdłuż jego dolnej wargi. Wyglądał tak... Hm.. Dostojnie? Niczym prawdziwy prezes ogromnej korporacji.. Ups. On jest prezesem.
- Rozluźnij się.- mruknął do mojego ucha.
Jak on to robi? Na dźwięk jego głosu wszystkie moje mięśnie ściskają się jeszcze bardziej, a moje policzki przybierają różowego odcieniu. Ten Tomlinsonowy urok.
- Co Panią tak śmieszy, Pani Davis?- usłyszałam szept Lou tuż przy moim uchu.
- Pa, Panie Tomlinson.
- Och... Doprawdy?
Pokiwałam głową.
- Na jak długo przylecieliście?- przerwałam niezręczną ciszę.
- Na dwa dni.
Z twarzy mojej mamy nie schodzi szeroki uśmiech. To ona zawsze martwiła się o mnie..Mówiła, żebym wyszła do ludzi i poznała kogoś, ale ja wolałam towarzystwo książek. Książki przynajmniej nie potrafią zranić człowieka.
- Obiad podano!
Do salonu wkroczyła moja przyjaciółka, niosąca w rękach naczynie z zapiekanką ala' Kate Jefferson.
- Smacznego!- piskliwy głos Jenny, mojej siostry, wypełnia pomieszczenie.
Posiłek minął w przyjemnej atmosferze.
- Charlotte. Mogę na słówko?
- Jasne, Tato.
Kiedy stajemy w korytarzu mój tato nagle nie uśmiecha się.
- Co się stało?- pytam.
Twarz taty przybiera surowego wyrazu.
- On nie jest facetem dla Ciebie.- stwierdza.
- To ja wybieram z kim będę się spotykać, prawda?- syczę przez zaciśnięte zęby.
- Prawda, jednak ja też mam coś do powiedzenia. Wygląda na kobieciarza.
Przekrzywiam głowę... Och. Nauczyłam się tego od Louis'a...
- Po prostu nie chcę, żeby ktokolwiek zranił moją małą Lottie. - ton jego głosu łagodnieje.
- Dam sobie radę.. Nie martw się, Staruszku.
Ze śmiechem trąca mnie w ramie.
- Tęskniłam za wami.
- My za Tobą też... Matka po ścianach chodziła.- przewraca oczami.
- Mamo.. Mamo..- śmieję się.
Kiedy wracamy do salonu w kącie siedzą ma rodziciela wraz z Tommo wyraźnie pochłonięci dyskusją na ważny temat.
- Lottie! Otworzysz? Ktoś puka.- prosi mnie Kate.
W drzwiach spotykam Harry'ego!
- Co ty tutaj robisz?- szepczę.
- Muszę pogadać z Louis'em.
- Teraz? To nie może zaczekać?
- Nie może.
Zrezygnowana wołam Pana Prezesa ( hahah ).
- Zostawię Was. Tylko proszę.. Nie kłóćcie się ani nie wszczynajcie żadnej burdy.- mówię na odchodnym.
Siadam obok mamy, która nadal jest w niebie.
- Nieźle trafiłaś.- kwituje.
- Też tak sądzę.- uśmiecham się.
Obserwując rozmowę Braci, zauważam, że Boo Bear nagle bladnie i opiera się o ścianę, ukrywając twarz w dłoniach.
- Coś jest nie tak?- pyta moja mama.
- Zaraz wracam.
Podchodzę szybko do Louis'a.
- Kochanie.. Co się stało?
Ten wzdryga się pod moim dotykiem.
- Moja babcia nie żyje.
Patrzę na niego oniemiała, po czym zamykam go w mocnym uścisku.
- Chodź do mnie.- proponuję.- Gdzie jest Harry?
- Pojechał do rodziców.- szepcze.
W moich czterech kątach panuje okropny bałagan.
- Przepraszam.- bąkam, zbierając ubrania walające się na podłodze.
Louis patrzy na mnie wzrokiem wypełnionym ... Bólem? Strachem? Może i tym i tym. Nagle wyrywa ubrania z moich rąk i przytula mnie.
- Będzie dobrze...- głaszczę jego plecy.
- Odeszła tak nagle.... Kocham ją....- jego głos brzmi jakby tłumił szloch.
- Ona Ciebie także...
- Pojedziesz ze mną na pogrzeb?- patrzy na mnie błagalnie.
- Oczywiście.
Cmokam go w skroń i uśmiecham się pokrzepiająco.
- Ludzie odchodzą, ale na zawsze są tutaj.- kładę dłoń w miejscu gdzie znajduję się jego łomoczące serce.
- Och, Charlotte...- znów bierze mnie w ramiona.
Chichoczę niczym mała dziewczynka.
- Piękny dźwięk...- mówi cicho.
- Nie..- kwilę.
- Jesteś taka niepewna..
Louis ujmuje moją brodę i całuje lekko czubek mojego nosa.
- Jesteś idealna. Pamiętaj.
_________________________________________________________________________________
Twarz taty przybiera surowego wyrazu.
- On nie jest facetem dla Ciebie.- stwierdza.
- To ja wybieram z kim będę się spotykać, prawda?- syczę przez zaciśnięte zęby.
- Prawda, jednak ja też mam coś do powiedzenia. Wygląda na kobieciarza.
Przekrzywiam głowę... Och. Nauczyłam się tego od Louis'a...
- Po prostu nie chcę, żeby ktokolwiek zranił moją małą Lottie. - ton jego głosu łagodnieje.
- Dam sobie radę.. Nie martw się, Staruszku.
Ze śmiechem trąca mnie w ramie.
- Tęskniłam za wami.
- My za Tobą też... Matka po ścianach chodziła.- przewraca oczami.
- Mamo.. Mamo..- śmieję się.
Kiedy wracamy do salonu w kącie siedzą ma rodziciela wraz z Tommo wyraźnie pochłonięci dyskusją na ważny temat.
- Lottie! Otworzysz? Ktoś puka.- prosi mnie Kate.
W drzwiach spotykam Harry'ego!
- Co ty tutaj robisz?- szepczę.
- Muszę pogadać z Louis'em.
- Teraz? To nie może zaczekać?
- Nie może.
Zrezygnowana wołam Pana Prezesa ( hahah ).
- Zostawię Was. Tylko proszę.. Nie kłóćcie się ani nie wszczynajcie żadnej burdy.- mówię na odchodnym.
Siadam obok mamy, która nadal jest w niebie.
- Nieźle trafiłaś.- kwituje.
- Też tak sądzę.- uśmiecham się.
Obserwując rozmowę Braci, zauważam, że Boo Bear nagle bladnie i opiera się o ścianę, ukrywając twarz w dłoniach.
- Coś jest nie tak?- pyta moja mama.
- Zaraz wracam.
Podchodzę szybko do Louis'a.
- Kochanie.. Co się stało?
Ten wzdryga się pod moim dotykiem.
- Moja babcia nie żyje.
Patrzę na niego oniemiała, po czym zamykam go w mocnym uścisku.
- Chodź do mnie.- proponuję.- Gdzie jest Harry?
- Pojechał do rodziców.- szepcze.
W moich czterech kątach panuje okropny bałagan.
- Przepraszam.- bąkam, zbierając ubrania walające się na podłodze.
Louis patrzy na mnie wzrokiem wypełnionym ... Bólem? Strachem? Może i tym i tym. Nagle wyrywa ubrania z moich rąk i przytula mnie.
- Będzie dobrze...- głaszczę jego plecy.
- Odeszła tak nagle.... Kocham ją....- jego głos brzmi jakby tłumił szloch.
- Ona Ciebie także...
- Pojedziesz ze mną na pogrzeb?- patrzy na mnie błagalnie.
- Oczywiście.
Cmokam go w skroń i uśmiecham się pokrzepiająco.
- Ludzie odchodzą, ale na zawsze są tutaj.- kładę dłoń w miejscu gdzie znajduję się jego łomoczące serce.
- Och, Charlotte...- znów bierze mnie w ramiona.
Chichoczę niczym mała dziewczynka.
- Piękny dźwięk...- mówi cicho.
- Nie..- kwilę.
- Jesteś taka niepewna..
Louis ujmuje moją brodę i całuje lekko czubek mojego nosa.
- Jesteś idealna. Pamiętaj.
_________________________________________________________________________________
Hejka!
Może nie jest długi, ale na prawdę mam urwanie głowy,
do tego wzięłam się za czytanie trylogii
E.L.James i o to...
Czytanie dwóch części tego niesamowitego dzieła
zmieniło cholernie mój sposób pisania ;o
Trochę się inspiruję tym ;c
Anyways... Mam pytanka dwa do was. xD
1. Może być pisane w czasie teraźniejszym? Mi się tak lepiej pisze, ale chcę żeby wam
się podobało :)
2. Z kim wolelibyście Charlotte? Z Harry'm czy też z Lou? :D
Wiem, że tak nagle w środku rozdziału zaczęłam pisać innym czasem,
ale tak mnie jakoś naszło xD
Btw. Mam rozwalony palec i długo pisałam ten rozdział ;c
Little Bird ♥
PS. Swoje odpowiedzi na pytanka zostawiajcie oczywiście tutaj lub na tt :D
PSS. Moje notki będą niedługo dłuższe niż same rozdziały xD Sorrki ;c
Właśnie zauważyłam cholera że zmieniłaś czas i szczerze, tak średnio się to czyta. Przynajmniej jak dla mnie. W mojej głowie to brzmi trochę jak te krótkie fanfiction z gifami od Pokemonów z fejsa. XD Troche za ogólnie opisy pomiędzy dialogami... Kurde, faktycznie cię zmieniło hahahha Nie będę sięjuż czepiać bo tak nie wolno. :D Charlotte z Hazzą i tylko z Hazzą! Z PIJANYM Hazzą XD Nie przeszkadza mi to że piszesz notki, one dodoatkowo wprowadzają taki luz do FF, nie wssystko musi być poważnie hahha XD Czekam z niecierpliwością na 17 :) @annantas xxx
OdpowiedzUsuńTfiterofa bff ♥ :D Poprawiłam się mam nadzieję :D ♥
UsuńCzytasz Greya ? Chryste od tego to się uzależnia.Wiem z własnego doświadczenia. Lottie niech bd z Lou ;) Tak szczerze to nawet nie zauważyłam zmiany,pasuje mi tak jak wolisz. Do następnego ;)
OdpowiedzUsuńwłasnie byłam uzależniona.. jestem uzależniona od tego, dlatego długo nie było rozdziału xD w 4 dni wszystkie trzy tomy przeczytałam xD Dziwna jestem ale kocham to kdhskj najlepsza książka jaką czytałam ♥
UsuńWiesz... jak mogłaś. Nie wiem z kim ma być Lottie.
OdpowiedzUsuńA ta babcia :'( ogólnie śmierć... nawet w twoim ff.
Dodam do obserwowanych twój blog, bo zapomniałam xD <3
Świetny rozdział, do next'a
wredna ja ;c xD dziękuję ♥
UsuńRozdział super !
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem powinna być z Lou... ;D
Dodałam do obserwowanych ;)
Do nexta <3
dziękuję :')
UsuńTaki smutny rozdział :( Jejciu szkoda mi Lou. I moim zdaniem trochę średni ten czas e może się jakoś przyzwyczajeń skoro tak jest ci lepiej pisać. Jeśli chodzi o ten związek to Lottie powinna być według mnie z Boo :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn xx
wróciłam do starego dobrego przeszłego xD dziękuję <3
UsuńOna ma być z Lou ! Nie ma innego wyjścia hahaha :D i wolę, by rozdział był pisany w czasie teraźniejszym ;> anyway rozdział wspaniały ;3 z resztą jak zwykle :D @sluumberr
OdpowiedzUsuńMiałam łzy w oczach. Pisanie idzie Ci coraz lepiej. Będziesz prawdziwą artystką ;)
OdpowiedzUsuńojeej to takie miłe :') Dziękuję ♥
UsuńPodoba mi sie tak jak teraz a ona ma być z Lou! <3
OdpowiedzUsuń29 yr old Staff Accountant III Perry Caraher, hailing from Trout Lake enjoys watching movies like Only Yesterday (Omohide poro poro) and Netball. Took a trip to Medina of Fez and drives a Neon. odwiedz strone internetowa
OdpowiedzUsuń