środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 15


Nie mogłam uwierzyć w jego słowa... 

Powiedział tak, by mnie uwieść czy tak jest na prawdę?

- J... Ja nie wiem..

Moje oczy zaszkliły się.

- Kochanie.. Spokojnie... Nie naciskam.- cmoknął mnie w czoło.
- Mogę o coś zapytać?- wyszeptałam.
- Oczywiście.
- Co we mnie lubisz? Co ci się podoba? .. O ile cokolwiek ci się podoba.

Przez chwilę patrzył gdzieś przed siebie.

- Wiesz co mi się najbardziej podoba?  Fakt, że dopełniasz mnie. Jesteś moim całkowitym przeciwieństwem. Martwisz się o ludzi sobie bliskich, nie jesteś niemiła... Ba! Jesteś słodka, opiekuńcza, dobra, pomocna... Masz w sobie te wszystkie cechy, o których ja mogę jedynie pomarzyć. Jestem zimnym draniem, ale... Jeśli mi na czymś lub na kimś zależy to staram się z całych sił o to.. Jesteś tą brakującą częścią mnie. Hm... A wygląd?- zaśmiał się, mimo swojej poważnej miny. - Podobają mi się twoje oczka... Są takie... Inne. Nie są puste, tak jak tych moich poprzednich... Cała mi się podobasz!

Zaniemówiłam na moment.

- Louis... Ja... Nie wiem co powiedzieć.
- Nie płacz...- otarł kciukiem łzę, wędrującą po moim policzku.
- Przepraszam...
- Nie masz przecież za co...

Odgarnął włosy opadające na moją twarz i uśmiechnął się pokrzepiająco.

- Chyba nie wyjdzie już nam tak kolacja.- stwierdził.

Oboje spojrzeliśmy na stolik zmasakrowany przez pijanego Harry'ego.

- No raczej nie...- wybuchnęłam śmiechem.
- Chodź do środka, bo zmarzniesz.- przyciągnął mnie do siebie. 

Harry na szczęście nadal spał... Zarówno ja jak i ... Mój chłopak (!) nie mieliśmy ochoty użerać się z nim.

- Zapraszam.- uchylił przede mną drzwi sypialni.

Byłam tam wiele razy, lecz tym razem było to dla mnie zupełnie inne pomieszczenie..  Wszystko nabrało innego znaczenia.

- Będziemy spali razem?- zapytałam cicho.
- Jeśli tylko chcesz!- rozbłysnął ogień w kominku.

Nie byłam pewna czy chciałam...

- Chyba pójdę spać w innym pokoju..Przepraszam.

Nieśmiało pocałowałam go policzek.

- Nie szkodzi.- zapewnił.

Długo rozmawialiśmy... O wszystkim i o niczym..Ale chyba tak powinno być, prawda? Powinny być tematy.. Nawet te najdziwniejsze i najgłupsze.

***

Tej nocy nad Londynem rozpętała się okropna burza... Boję się jej!! 

- Mogę z Tobą spać?- przestraszona obudziłam Louis'a.
- C.. Co?

Bez słowa odchyliłam brzeg kołdry i wsunęłam na miejsce obok Szatyna.

-Boję się.- wyjaśniłam cicho.

Mały uśmieszek wpłynął na usta Lou. Ze mną nie ma łatwo.. Mam dobry wzrok.

- Chodź bliżej. - zaproponował.

Kiedy nasze ciała już stykały się, poczułam ramiona Boo obejmujące mnie w mocnym uścisku.

- Bądź już zawsze tak blisko..- wyszeptał  do mojego ucha, po czym zasnął.

Pięknie.. Teraz to na pewno nie zasnę.

Całą noc zabrało mi myślenie nad znaczeniem jego słów... Zależy mu na mnie? Na kimś takim jak ja? Moje postrzeganie jego osoby odwróciło się o 180  stopni.

Kiedy rankiem mogłam bez problemu dostrzec jego słodką twarz z długimi rzęsami opadającymi na policzki, nie mogłam się napatrzeć. To prawdopodobnie najprzystojniejszy i najsłodszy mężczyzna jakiego kiedykolwiek widziałam.

Przejechałam palcem po linii jego szczęki.. Po chwili przeciągnął się leniwie i uśmiechnął się błogo..

- Dzień dobry Moja Księżniczko.- złączył nasze usta.
- Dzień doberek.

Próbowałam ukryć fakt, iż wewnątrz cała się rozpływałam.

- Powinnam chyba wrócić do Kate..- westchnęłam.
- Niee... Zostań.
- Eh...
- Wiesz co? Jesteś  pierwszą kobietą, która spała w moim łóżku..
- Jak to?
- Żadna nie zostawała na noc... Ty jesteś wyjątkowa.

Nie wiedziałam czy uznać to za komplement.

Sięgnęłam po telefon, leżący na szafce nocnej. Miałam kilka wiadomości od mamy i nieodebranych połączeń.

"Charlotte,                       
jako, iż nie odbierasz żadnych telefonów
informuję Cię smsem. Lecimy do Ciebie.
Będziemy o 9                      
Kocham Cię, Mama xx"              
       
- Która godzina?- zapytałam szybko.

Przecież na komórce masz godzinę, idiotko.

- Moi rodzice są w Londynie od 2 godzin! Czekaja na mnie!
- Na prawdę?- oniemiał.
- Tak! 
- Zbieraj się. Zawiozę Cię.
- Nie musisz iść do pracy?
- Odwołam kilka spotkań...
- Nie! Harry mnie.. Albo dobra.

W dzikim pędzie ubraliśmy się itp. 

- Czekam na dole.- usłyszałam głos Lou.

Zebrałam wszelkie rzeczy, kończąc makijaż. Następnie pobiegłam na zewnątrz.


***

Bagaże rodzinki stały w przedpokoju, a ich żywą rozmowę z Kate słychać było już na klatce schodowej.

- Do jutra.- powiedział Tommo.
- Nie! Chodź!

Złapałam go za rękę i zaciągnęłam do wnętrza salonu.

- Khym khym.Mamo... Tato... 

Rodzice wraz z siostrą przytulili mnie.

- Miło mi Państwa poznać.- ton głosu Louis'a był uprzejmy
- A ty nazywasz się...?- mruknął mój tato.
- Tomlinson... Louis Tomlinson.

Nikt z nowo przybyłych nie ukrywał swojego zdziwienia.

- Ten Louis Tomlinson?- zapytała Mama z niedowierzaniem.
- Louis Tomlinson z Tomlinson Corporation. 
- Louis to mój chłopak...
- Narzeczony.- poprawił mnie.
- Tak..

Nawet Kate rozszerzyła lekko oczy.

- Lottie! Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! - zbeształa mnie Mama.
- Nie było okazji...- wzruszyłam ramionami.
- Przecież to na prawdę ważna sprawa!!- była zdenerwowana.
- Przepraszam...- bąknęłam.
- Eh.. - odetchnęła głęboko. - Nie zmienia to faktu, że jestem cholernie szczęśliwa!

Louis z uśmieszkiem przyjął przytulenie moich rodziców.

_________________________________________________________________________________

Hej!
Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam!
Wiem, że jest krótki, ale mam problemy osobiste i nie dałabym rady napisać
dłuższego ;'c Przepraszam ;'c Badziewny, ale tak to bym pisała go 
przynajmniej 2 tygodnie ;c 
Mam nadzieję, że mimo wszystko się spodoba ;c ♥
Little Bird

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 14


- Wróciłaś!

Każdy wyczułby te malutką nutkę szczęścia w głosie Lou... On na prawdę cieszył się na mój widok!

- Tak! Wróciłam!

Przytuliliśmy się tak jakby od naszego ostatniego spotkania minęły całe wieki a nie zaledwie 1,5 godziny. 

Louis sprzed tygodnia i Louis ten, którego właśnie obejmowałam to były dwie osoby. Dwa światy.

- Tommo. Potrzebuje trochę kasy.- Harry postanowił nam przerwać.
- Po co i ile?
- Tak z 500 funtów.
- Na co ci tyle?
- Potrzebuję na szkołę. Tą drugą.
- Nie dam ci.- powiedział stanowczo.- Miałeś z tym skończyć!
- Nie macie prawa mi tego zabraniać!
- Bez moich pieniędzy nie będziesz mógł tego robić.
- Uwierz mi, że dam sobie świetnie radę.
- Wątpię.
- Spieprzaj.- syknął.

Harry odwrócił się na pięcie, wsiadł na motor i po chwili już go nie było.

- Co on nagle taki cięty?- zdziwiłam się.
- Nie wiem... Aż tak to jeszcze nigdy nie widziałem. Słowo daje.
- A co to jest 'to' z czym miał skończyć?
- Jego "hobby".- widać było, iż nie jest zadowolony z zainteresowań brata.
- Jakie?
- Nie mogę ci powiedzieć... 
- Dlaczego?
- To jego sprawa.
- Rozumiem.

Zaprowadził mnie ... Na dach wilii? Wiecie co? Nie tyle miejsce było niesamowite, ale to co na nas tam czekało!

- Sam to zrobiłeś?- byłam wzruszona.
- Tak.- uśmiechnął się.
- Nie znałam Cię od tej strony.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz...

Tak... I to jest najgorsze... Niedługo miałam zostać żoną człowieka, którego poznałam zaledwie 2 tygodnie wcześniej...

- Co jest?- dotknął mojego policzka.
- To znaczy?
- Smutna się nagle zrobiłaś.
- Niee. Wydaje Ci się.- wymusiłam uśmiech.

Podeszliśmy do brzegu dachu. Oparłam się o barierkę i obserwowałam Londyn. To dziwne... Mieszkam tutaj od urodzenia... A patrząc na to z góry, wydaje się, że jestem w tym mieście pierwszy raz..

- Jesteś jakaś zamyślona..

Objął mnie w talii od tyłu i oparł swoją głowę na moim barku.

Nagle Harry kompletnie nie zwalniając wjechał na podjazd. Nie był sam. Jakaś cizia obejmowała go w pasie... Wiecie jaki typ co nie? Solara. Tapeciara. Rura. Dupa na wierzchu. Takie są te typy.

Obserwowałam, jak Lokaty pomaga jej zsiąść z maszyny i staje na środku podwórka, paląc.

- E! Tina!- krzyknął do niej jak do psa.
- Co?

Jej głos idealnie pasował do tego co reprezentowała swoim wyglądem... Sam lukier.

- Bierz mój plecak i idziemy.

Traktował ją jak... Śmiecia.

W chwili gdy zniknęli za drzwiami domu Lou, ja stałam jak wryta.

- Harry... On na prawdę taki jest?- zapytałam drżącym głosem.
- On? Nie.. On taki się staje kiedy jest zły.. Ma jakieś szemrane interesy. Wolałbym nawet nie wiedzieć co było w tym plecaku.

Odwróciłam się twarzą do Louis'a, po czym wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

- Mogę do Ciebie mówić 'Boo Bear'?
- Lottie...
- Wiem, że tego nie lubisz, ale.. To takie słodkie.
- Jestem facetem! Mam być męski, a nie słodki!- pokręcił głową.
- A ja chcę słodkiego Louis'a Tomlinson'a! Nie chcę żadnego pozera!- spojrzałam mu prosto w oczy.- Rozumiesz o co mi chodzi?
- Chyba... Chyba tak.
- To dobrze. 
- Zapraszam do stołu, Skarbie.

Skarbie?! Czy on powiedział do mnie 'skarbie' ?! - rozpływałam się we własnych myślach.

- Dla Ciebie.

Tuż przed moją twarzą pojawił się bukiet pięknych róż.

- Jakie piękne!- nachyliłam się, by powąchać jedną z nich.
- Nie piękniejsze niż ty.

Słysząc jego zdanie spuściłam głowę... Dlaczego on tak często mnie zawstydza?

- Spójrz na mnie.- szepnął.

Kiedy nasze oczy spotkały się widziałam, iż jest jakiś zmartwiony.

- Stało się coś?- zapytałam.
- Dlaczego jesteś nieśmiała..? W pewnym sensie.- pod koniec zaczął się śmiać.

Chłopakom jest tak łatwo o to zapytać... Dla nich nie jest ważne co sądzą o nich inni. Dla nich nie jest ważne jak wygląda drugi chłopak. Z dziewczynami tak nie jest. Doświadczenia z przeszłości zawsze zostawiają blizny na sercu... Nie było kolorowo... Przechodziłam samotnie przez korytarz gimnazjum i jedyne co widziałam to to jak rówieśnicy mnie obgadywali... Zawsze odsuwałam od siebie ludzi.. Może dlatego nigdy nie miałam chłopaka... Może to jest również powodem towarzyszącej mi, aż do liceum samotności?

Pretty hurts
 we shine the light on whatever's worst 
Perfection is a disease of a nation 
pretty hurts, pretty hurts

 - Nie powiesz mi prawda?
- Wolałabym o tym nie rozmawiać.- zwróciłam się ku panoramie miasta, by ukryć łzy napływające do moich oczu.
- Pamiętaj, że przy mnie jesteś bezpieczna.

Bezpieczna... Bezpieczna do czasu, gdy radę się kontrolować. Mama powiedziała mi kiedyś "Nic nie zmienia się wciągu tygodnia, dwóch.. A nawet miesiąca. Jeśli dawny alkoholik wypije kieliszek wina... Znów staje się tym kim był dawniej. Znów spadnie na dno. Z wszystkim tak jest."... Co jeśli z Lou tak będzie? Pokocham go, a on mnie z zimną krwią zdradzi? Złamie serce? Nie chcę tego przeżywać.

- Nigdy Cię nie skrzywdzę...- pocałował mnie w kark.
- Nigdy nie mów nigdy...
- Nie mów tak. Chcę, żebyś mi zaufała...

 Nagle do naszych uszu dobiegł dźwięk klaskania... Harry zbliżał się do nas powolnym krokiem ze złośliwym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.

- Pięknie pięknie, Braciszku!- krzyknął.
- Harry. O co ci chodzi?- Louis oniemiał.
- Zawsze wiedziałem, że będzie z Ciebie dobry aktor!
- O czym ty mówisz?- tym razem to ja odezwałam się.
- Zostawi Cię. Prędzej czy później.

Lokaty zachwiał się i wpadł na stolik.

- Jesteś pijany, Dupku.

Tomlinson złapał go za koszulkę i uniósł kilka milimetrów nad ziemię.

- Powiedziałem Ci coś wcześniej.- syknął do młodszego brata.
- Gówno mnie obchodzi co mówisz.- zakpił.
- Spieprzaj stąd.. JUŻ!!
- Louis..- dotknęłam jego ramienia.
- Charlotte. Nie wtrącaj się, proszę.- jęknął.
- Puść go.. Zaprowadzę go do jego pokoju.- powiedziałam cicho.
- Dlaczego chcesz mu pomóc?
- Nie jest teraz sobą... Lepiej żeby poszedł spać.
- Ja mogę to zrobić..
- Wolałabym nie. Nie chcę, żeby któryś z was oberwał.

Zamilkł na chwilę... Wiedział, że mam rację.

- Harry. Idź z Lottie.- nakazał Lou.

Szatyn objął mnie ramieniem i z miną niewiniątka oparł swoją głowę o moją.

- Harry! Nie przesadzaj!

Ojej! Zazdrosny jest!

- Chodź, chodź, Harry.- przytrzymałam go.

Chłopak w odpowiedzi jedynie mruknął coś nic nie znaczącego.

- Boże... Jak ty.. Śmierdzisz!

Na prawdę... W tamtym momencie lepiej było nie zbliżać się do niego.

Jego pokój był nieopodal, więc nie musiałam go długo 'targać'.

- Ściągaj buty.- powiedziałam.

Cóż... Nie poprzestał na butach... Rozebrał się do samych bokserek  na moich oczach! Wat?

- Harry.. Um... Kładź się.
- Chodź ze mną...

Szatyn złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łóżka.

- Oszalałeś?- wyrwałam się.
- Lottie... Nie zostawiaj mnie samego..

Nie widziałam go jeszcze tak.. Bezbronnego? To nie był ten sam chłopak!

- Zostań ze mną.- poprosił, ukrywając twarz w dłoniach.
- Nie mogę...
- Nie chce mi się spać!- krzyknął nagle głosem dziecka.

Nagły przypływ energii skłonił go grania na perkusji! Środek nocy, a on ... Jezu.

- Harry! Przestań!- straciłam cierpliwość.
- Nie krzycz na mnie!- tupnął.

Jedno mogę przyznać.. To był na prawdę śmieszny, ale zarazem słodki widok. Te jego loczki opadły na twarz, która przyjęła mniej więcej taką minę

- Śmiejesz się ze mnie!- zauważył.
- Nie, nie. Nie z Ciebie.- skłamałam.
- Położę się spać, ale posiedzisz przy mnie?- znów szeptał.
- No dobrze...

Chwilę później siedziałam na brzegu łóżka, głaszcząc rozgrzany policzek Harry'ego.

- Przepraszam...

Otworzyłam szerzej oczy, słysząc słowa, które jakimś cudem uleciały z jego ust.

- Za co przepraszasz?
- Nie wiem..

Nie zapytałam o nic więcej, ponieważ jak za dotknięciem magicznej różdżki zasnął od tak.

- Eh.. Dobranoc, Głupku..- szepnęłam, przymykając cicho drzwi.

Kiedy weszłam znów na dach, Louis siedział na krześle i obracał w dłoni kieliszek wina.

- Przepraszam, że tak długo mnie nie było..
- Nie szkodzi.- uśmiechnął się lekko.
- Twój brat to prawdziwy dzieciak.- stwierdziłam.
- Uwierz mi, że wiem...

Przysiadłam na jego kolanach i pocałowałam go w policzek.

- Potrzebuję Cię...- usłyszałam głos Lou tuż przy moim uchu.


_________________________________________________________________________________

Cześć Żuczki moje!
Oto 14! Chciałam napisać długi i sądzę, że się udało xD I tak pozostawiam Wam długość do oceny. xD Oczywiście nie każdy będzie tak samo długi, ale postaram się.
Cóż więcej? Mam nadzieję, że się spodoba ♥
Wiem, że temat dość nudnawy xD
Opinie mile widziane, bo nwm czy ktokolwiek 
czyta to co piszę pod rozdziałami ;c xD
Little Bird ♥

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 13


- Mogę o coś zapytać?- powiedziałam na tyle cicho na ile mogłam. Nie chciałam, by usłyszał.
- No dawaj.

Kurde. Nie udało się... Z jednej strony chciałam wiedzieć, a z drugiej... No, nie chciałam.

- Na prawdę taki jesteś?
- Jaki?- odpowiedział pytaniem na moje pytanie.

Podniósł się do pozycji siedzącej, powodując, że moja głowa dotychczas leżąca na jego brzuchu, opadła na pościel łóżka.

- No wiesz... Ludzie gadają... 
- Co gadają?- zmarszczył brwii.
- Że co chwilę zmieniasz kobiety i takie tam...
- Ale.. 
- Louis.. Nie wiem czy mogę Ci zaufać.
- Wierzysz bardziej w słowa innych, prawda?- zamknął na chwilę oczy.
- Tak.. Przepraszam.
- Charlotte...

Jego dłoń powędrowała ku mojej...

- Staram się... Moja przeszłość nie zniknie od tak. " Przeszłość"... Przeszłością jest czas do momentu, gdy Cię poznałem.

Nie patrzył na mnie...

- Lottie. Ja też mam pytanie...
- Pytaj o co tylko chcesz.- uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Do tej pory mnie nienawidziłaś.. A teraz? Co się stało, że nagle pocałowałaś kogoś takiego jak ja?
- Ja.. Nie wiem... Po prostu... Chcę spróbować. O ile ty chcesz...
- Chcę!

Spojrzałam na niego i dostrzegłam lekkie rumieńce na jego twarzy.. Wyglądał na prawdę uroczo!

- Um.. Powinnam chyba już wracać do domu..
- Nie! Zostań..
- Nie mogę...
- Proszę. Ten jeden jedyny raz.. Lottie...
- Zastanowię się.
- Plosie..- zrobił słodkie oczka.
- No dobrze.- zachichotałam.- Tylko muszę wrócić na chwilę do siebie.
- Zawieźć Cię?- zaproponował.
- Nie trzeba...
- Może Harry mógłby Cię...
- Nie, nie... Nie! Nie trzeba.- zachowałam się jakby mnie prąd poraził.
- Oookej...?

Nagle przyparł mnie do drzwi i namiętnie pocałował .

- Pójdę już...- byłam lekko zmieszana.
- Czekam- ukazał rząd swoich śnieżnobiałych ząbków.

Kiedy wyszłam za bramę ujrzałam Harry'ego. Wyminęłam go bez słowa, jednak ten po chwili podbiegł do mnie.

- Gdzie idziesz?- zaciekawił się.
- Do domu.
- Coś się stało?- złapał za moje ramię.
- Nic. Muszę iść.
- Too.. .Do jutra?

Przytulił mnie, a ja stałam jak zdrętwiała.

- Ehm.. Pa.- zawstydził się.

Nie odpowiedziałam.

***

- Po co ci te rzeczy?- zapytała Kate, widząc jak pakuję swoje ubrania do plecaka.
- Haah.. Taka sytuacja... Śpię dzisiaj u Lou...
- CO?! NA PRAWDĘ?- nie próbowała nawet ukrywać swojego zdziwienia.
- Tak..
- Uuuu... A co to się stało?
- No... Jestem jego ... Dziewczyną?
- Nie było Cię tylko kilka godzin w domu, a ja się... Charlotte!
- Przepraszam.. .To dzisiaj. Tak jakoś.
- Jedziesz już?
- Tak.. Idę.
- Do jutra więc!

Dała mi kopniaka w tyłek i otworzyła przede mną drzwi.

Kiedy zeszłam na dół, ujrzałam Zayn'a... Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie rozmawiał on z Harry'm! Niczym dwaj przyjaciele palili papierosy pod blokiem!

- Masz kogoś?- zapytał Malik.

Nie zauważyli mojej obecności.

- Nie...
- A masz kogoś na oku?
- Póki co to nie.. Ale kto wie..

Dlaczego ich rozmowa wyglądała jak ta moja i Kate? Ironia losu! Na tym świecie nie ma już chyba żadnego prawdziwego mężczyzny.. Nie licząc oczywiście małych wyjątków.

- Khym! Khym!

Oboje od razu zwrócili się w moją stronę.

- O! Lottie!

Chłopak mojej przyjaciółki objął mnie ramieniem.

- Charlotte poznaj Harry'ego...
- Znamy się..- powiedział Szatyn, zakładając ręce na kark.
- Skąd?
- Harry jest bratem Lou.
- Tego Lou?- spojrzał na nas.
- Tomlinson to mój brat. Zgadza się.
- Co ty tu robisz, tak właściwie?- zapytałam.
- Mówiłem... Louis mnie przysłał.
- Po jaką cholerę?
- Chciał mieć pewność, że nie będziesz musiała w ciemnościach do niego iść.
- To ja ten.. Cześć.- Zayn ulotnił się.
- No i ten...- kopnęłam leżący obok mojego buta kamyk.
- Jedziemy?
- Yhym.

Tym razem nie bałam się przejażdżki motocyklem... Wręcz przeciwnie... Korzystałam z tej chwili!

_________________________________________________________________________________

Witojcie xD
I jest! Rozdział 13... Kurcze... To dopiero 20 dni odkąd publikuje te ff, a mam ich, aż tyle o.o
Nie ma szaleństwa z długością, ale .. Sądzę, że krótki też nie jest. 
Nie chciałam przeciągać go, ponieważ chcę
zrobić akszyn w domu Lou już w 14 xD 
Mam nadzieję, że się spodoba :D 
Będę nawalała gifami, bo są takie fajne *-*
W poprzednim poście jest troszkę  o mnie ;p
Little Bird ♥

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 12


W willi były dwa baseny. Jeden wewnątrz budynku, a drugi na zewnątrz, w ogrodzie... Ze względu na na prawdę piękną pogodę wybrałam ten drugi. Kto by uwierzył, że marcu pogoda mogłaby na tyle dopisywać, że kąpałabym się w basenie? No cóż... Ja sama bym raczej nie uwierzyła... A jednak..

Kiedy wyszłam tylnymi drzwiami, ujrzałam Harry'ego...W samych szortach... Bez koszulki... 

Czy wszyscy faceci w tej rodzinie muszą mieć idealnie wyrzeźbione mięśnie?! Czy nie mogą być jakimiś menelami z brzuchami do kolan?! 

Nie no.. Dobra, przesadziłam... Ale czy ktoś mi powie gdzie ja mam podziać swoje oczy, gdy któryś z nich jest w pobliżu bez koszulki?

- Hej!- pomachał do mnie.
- H-Hej, Harry.- jęknęłam.
- Przyszłaś popływać?- uśmiechnął się.
- Zastanawiam się właśnie... 
- Ja też!  Czy popływać czy też poleżeć.
- No dokładnie!- zachichotałam.
- Hm... To najpierw może popływajmy, co?- zaproponował.
- Razem? 
- Razem, o ile ci to nie przeszkadza.
- Niee... Coś ty...

Nim zdążyłam mrugnąć, Lokaty już wskoczył do wody.

-Ja na razie pomoczę tylko nogi!- krzyknęłam.

Podczas gdy ja siedziałam na brzegu, on pływał w tę i z powrotem... Jego mięśnie ukazywały się przy każdym ruchu, a opalona skóra błyszczała w promieniach słońca.

- No chooodź!- wynurzył się spod wody tuż przy mnie.
- Wolałabym nie..
- Dlaczego? Lottie.. Nie chcę sam tutaj się pluskać.
- Tak jakoś... Sorki.- westchnęłam.
- No powiedz..
- Wstydzę się.
- Czego?!- otworzył szerzej swoje zielone oczy.
- Mnie.. Ciebie... Wszystkiego!
- Boże... Dziewczyny...- mruknął.

Nagle i ja znalazłam się w basenie.

- Ty gnojku!- krzyknęłam, chlapiąc go wodą.
- Hahahah frajerka!
- Dla Ciebie Pani Frajerka!

Boże.. Jaka ze MNIE frajerka..! Nie mogłam powiedzieć czegoś innego?! 'Pani Frajerka?!' Serio!?

- Śmieszna jesteś, wiesz?- zgiął się w pół ze śmiechu.
- A to dobrze czy źle?- zapytałam.
- Hm... U mnie to raczej pozytywne.
- Uff... Jak to możliwe, że Ty i Lou jesteście braćmi, a jesteście zupełnie inni z charakteru?
- Louis jest moim przyrodnim bratem...
- Jak to?
- Były mąż Johannah zmarł, kiedy Lou miał  kilka miesięcy... Potem nasza mama związała się z Mark'iem i oto jestem ja.
- Smutne...
- Smutne, że ja się urodziłem?- udawał urażonego.
- Harry! Lepiej nic nie mów.- zaśmiałam się.
- Bo co?
- Bo Cię utopię!

Nawet nie zdążył się zorientować, kiedy wskoczyłam na jego plecy.

- Lottie!!- przechylił się do tyłu, by mnie zwalić, ale to było na nic.
- Nie ma tak łatwo!
- Zobaczymy!

Nie minęło nawet 5 minut, kiedy znów byłam pod wodą.

- Jesteś okropny!- fuknęłam.
- No nie obrażaj się!- złapał mnie od tyłu w talii.
- Spadaj!
- Lottie..
- Harry! Twoja dziewczyna dzwoni!- krzyknęła Amber przez okno.

Dziewczyna?! On ma dziewczynę?!

- Jaka...?- zaczął, jednak przerwała mu Amber.
- Szybko!

Wyglądał na zdziwionego, ale cóż... Na jego miejscu też bym się nie spodziewała, że gdy będę podrywała kogoś innego zadzwoni mój chłopak...

Uciekłam nim on zdążył wrócić.

Ta rodzina jest chora! Na prawdę! W co ja się wpakowałam?

- Co tak... ?- Harry wszedł do mojej garderoby.
- Idź stąd.
- Ale... Co się stało?
- Nic. Idź.- mój głos, aż ociekał ze złości.
- Charlotte.. To nie była...
- Nie obchodzi mnie to. Idź.
- No ale..
- Skoro ty nie chcesz się ruszyć to ja pójdę!

Wyminęłam go i wyszłam z pokoju jak najszybciej.

- Hej... Co się stało?- Louis uniósł mój podbródek, kiedy na niego wpadłam.
- Um... Nic.
- Widzę przecież!
- Mogę przejść?
- Nie, dopóki mi nie powiesz!
- Chcesz wiedzieć o co chodzi?!
- Tak! O tym mówię!
- No to się nie dowiesz.

Przecisnęłam się pomiędzy nim, a ścianą i odeszłam.

- Charlotte!- krzyczał za mną.
- Nie.

Może... Może skoro.. Nie.. To głupie.

Ale może jednak! Potrzebujesz kogoś!  Nie dasz sobie rady sama do końca życia! Zrób coś ze sobą!!

Mój wewnętrzny głos miał rację! Cały czas jestem wredna dla innych, a pragnę miłości.. Może ktoś mi ją da? Może nawet ktoś taki jak Louis? Dlaczego nie?

Odwróciłam się na pięcie i po chwili moje usta napierały na wargi Lou.

- C..?
- Shh...- zamknęłam jego usta kolejnym pocałunkiem.

Tomlinson nie rozłączając naszych ust cofał się, by następnie po omacku otworzyć drzwi swojej sypialni.

_________________________________________________________________________________


Cześć i czołem!
Na sam początek...
Dziękuję wam za tyle komentarzy pod ostatnim :'))) Kocham Was ♥
Rozdziałek nie za długi, ale to dlatego, że chciałam dodać ten teraz, a następny już jutro albo w sobotę :D Wiecie..  Napięcie ^^ Sama nie wiem dlaczego nagle
zmieniłam zdanie i mimo, że miałam napisać coś innego 
stworzyłam takie coś między Lou i Lottie... Tak jakoś xD
Dzisiejsze testy nie poszły mi dobrze... Rzekłabym nawet, że okropnie.
Chciałam się odstresować i napisałam tą oto 12 :D 
Mam nadzieję, że te moje wypociny chociaż w jednej tysięcznej wam się spodobają ;c
No i powiem wam, że mam pewną koncepcje w związku z Harry'm ^^
Little Bird 

PS. Patrzcie na tego vine'a *o*

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 11


Nie minęło nawet pół minuty odkąd wsiedliśmy do samochodu, gdy Zayn odezwał się.

- Dziwny jest.- stwierdził.

Westchnęłam w odpowiedzi.

- Lubisz go?- zapytał, zatrzymując pojazd na poboczu.
- Ja... Nie wiem...
- Lottie. Spójrz na mnie.

Spełniłam jego prośbę.

- On nie jest dobrym facetem dla kogoś takiego jak ty. Zasługujesz na kogoś lepszego. - uśmiechnął się.
- Wiem, Zayn.... Ale Louis...
- Nie ma żadnych wymówek.... Pamiętasz swojego ostatniego chłopaka?
- Trudno zapomnieć...-mruknęłam.
- No właśnie. Co ci wtedy mówiłem?
- Eh... Żebym się z nim nie wiązała, bo wygląda na takiego, który bije kobiety.
- A co ty mi odpowiedziałaś?
- Ż-że mnie kocha i nigdy by mi tego nie zrobił...
- Nie muszę chyba przypominać co się potem stało.
- On i Louis to dwie różne osoby.
- Może i tak, ale ten sam typ... Dwulicowe dupki. 
- Jos..
- Martwię się, Mała.- przerwał mi.
- O mnie?- zdziwiłam się.
- Tak... Zawsze trafiasz na typy spod ciemnej gwiazdy.
- W sumie... Masz racje.- zaśmiałam się na myśl o prześladującym mnie pechu.
- Nie daj się.- pogładził mnie po dłoni z uśmiechem na twarzy.- Pierścionek od niego?
- Tak..
- Jesteście już na takim etapie?!
- Nie... To długa historia..
- Mamy czas.
- Wolałabym teraz o tym nie mówić. Opowiem ci jutro.
- No dobrze..

Zayn przekręcił kluczyk, po chwili zaburczał silnik czarnej Hondy.

***


- I jak było?!- podekscytowana Kate pojawiła się w drzwiach prowadzących do salonu.
- Ciekawie..- zdjęłam szpilki.
- Co się stało? Dlaczego jesteś smutna?- była zdziwiona.
- Muszę usiąść.. Te buty mnie wykończyły.
- Chodź..- Zayn objął mnie ramieniem i zaprowadził do wcześniej wspomnianego pomieszczenia.

Moja przyjaciółka zajęła miejsce naprzeciwko mnie, podczas gdy Brunet wstawił wodę na herbatę.

- Na obiedzie pojawił się brat Louis'a...
- On ma brata?
- Też nie wiedziałam o jego istnieniu... Aż do dzisiaj, oczywiście.
- Fajny jakiś?
- Nie wiem, Kate... Oni się cały czas tylko kłócili... Harry, bo tak ma młodszy brat Tomlinsona, ma u niego zamieszkać. Oboje nie są chyba z tego zadowoleni i do tego mają jakieś nie wyjaśnione sprawy z przeszłości.- opowiedział na jednym oddechu.
- Hm... A jak wygląda?- zaciekawiła się.
- Jest szatynem. W odróżnieniu od Lou ma na głowie istną burze loków! Jest dość delikatnej urody... Ma zielone oczy i jest wyższy od brata.
- No to chyba niezła dupa.- zaśmiała się.
- Ej ej!- nagle obok niej pojawił się Zayn, udający obrażonego.
- Wiesz przecież, że żartuję, Kochanie.

Pocałowali się.

- Za dużo cukru..- jęknęłam opuszczając salon.
- Spadaj!- Krzyknęli w tym samym, rzucając we mnie  poduszkami.
- Gołąbeczki!- zacmokałam złośliwie.
- Idź spać dziecko!- zachichotała Kate.

Musiałam się zgodzić na tę propozycję... Byłam na prawdę zmęczona, mimo wczesnej pory. Po wzięciu długiego prysznica zasnęłam otulona aż po szyję kołdrą.

Natrętnie dzwoniący budzik oznajmił mi, iż wybiła godzina 7:00.

- Dzień dobry.

Jak każdego dnia Zayn stał przy blacie, robiąc śniadanie, a Kate czytała wiadomości na tablecie.

- Coś do jedzenia?- nasz "kucharz" uśmiechnął się zachęcająco.
- Taak! Jestem bardzo głodna.- przede mną został postawiony talerz z czterema parującymi grzankami.- Omomom! Kocham Cię, Zayn.
- Jak wszyscy!- został obrzucony spojrzeniem swojej dziewczyny.
- No co? Przecież to prawda!- oburzył się.
- No oczywiście.- prychnęłam.
- Ty jedz, a nie..

Posiłek zajął mi więcej czasu niż planowałam... Musiałam w kilkanaście minut przemierzyć pół Londynu.

- Co się tak pani spieszy?- zapytał mnie jakiś mężczyzna w kasku, siedzący na trawie obok swojego motocyklu na parkingu  nieopodal mojego mieszkania.
- Praca!- zaśmiałam się nie zwalniając.
- Zaczekaj!

Odwróciłam się w jego stronę, ten natomiast zdjął ochronne odzianie głowy...

- Harry?- zapytałam ze zdzwieniem w głosie.
- Tak!- kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.
- Co ty tu robisz?
- Louis mnie po Ciebie przysłał.
- C-co?!
- Od dzisiaj jestem twoim szoferem.

Zapadła cisza, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

- Siadaj.- poklepał miejsce za sobą.
- Boję się!- krzyknęłam, patrząc z przerażeniem na maszynę, na której siedział brat Lou.
- Nie ma czego! Będzie dobrze!

Odetchnęłam głośno, po czym z niemałym wysiłkiem zasiadłam za Harry'm.

- Obejmij mnie.- powiedział dość niewyraźnie.

Troszkę dziwnie było mi obejmować chłopaka, którego poznałam wczoraj... Ale szczerze mówiąc wolałam to od spóźnienia do pracy spowodowanego moją własną  głupotą.

- Było tak strasznie?- Harry pomógł mi zejść z motocyklu.
- Nie tak bardzo jak się spodziewałam! Nawet mi się spodobało!
- Ooo! To się cieszę!

Tomlinson pojawił się w drzwiach frontowych.

- Lottie! Chodź!- wrzasnął, patrząc krzywo na swojego brata.
- Idę, kurwa.- mruknęłam pod nosem, powodując wybuch śmiechu ze strony Harry'ego.
- Idealna para.- szepnął Harry na tyle głośno bym tylko ja mogła to usłyszeć.

Louis nie wyglądał na szczęśliwego, ale przytulił mnie i powiedział do mojego ucha:

- Dzisiaj nie musisz pracować... Tylko poskładaj łóżka na górze... Harry nie może się domyślić.
- To po co ja tu w ogóle jestem dzisiaj?- odsunęłam się.
- Od dzisiaj każdy dzień będzie tak wyglądał.- wzruszył ramionami i odszedł.
- To co ja mam robić tutaj?
- Nie wiem! Popływaj w basenie?- improwizował.
- No jasne! W ubraniu, geniuszu!
- Eh... Chodź.

Złapał mnie za rękę.

- Nie wiem czy się spodoba.- zatrzymał się pod drzwiami jego sypialni.
- Przecież już tu byłam!
- Byłaś, ale nie w pokoju, który miał być ogromną łazienką do tej sypialni.- stwierdził.
- Um? O czym ty mówisz?
- Zaraz zobaczysz.

Louis prowadził mnie mnie do drzwi, których wcześniej nie zauważyłam... Może dlatego, że znajdowały się na bocznej ścianie sypialni i były tak jakby ukryte.

- Zamknij oczy.- szepnął.
- Po co?
- No zamknij!

Zrobiłam to. Byłam zdana tylko na niego... I jak się domyślałam wprowadził mnie za progi pomieszczenia na uboczu.

- Możesz otworzyć.
- C-co to jest?!- byłam zafascynowana tym co zobaczyłam.
- Twoja garderoba.- zaśmiał się.
- J.. Jak to moja? Co? Moja?
- Twoja! Wszystko tutaj jest twoje.
- Skąd znasz mój gust? Rozmiar?
- Rozmiar podpatrzyłem, a gust... Łatwo zauważyć.
- Ah... Sam to kupiłeś?
- Nie. Coś ty? Ja bym kupił coś okropnego pewnie. Wysłałem stylistkę..
- Co tutaj jest?
- Zobacz sama. 
- Nie mogę uwierzyć... Louis... Nie musiałeś..
- Jesteś moją narzeczoną.
- Ahh... No tak...
- Dobra. Obejrzyj co tylko chcesz, a ja lecę pracować.

Stal jak wryty kiedy nagle przytuliłam go.

- Dziękuję.- powiedziałam cicho.
- Nie ma za co.- pogłaskał mnie po plecach.
- Jest jest.... Ale to i tak nie zmienia faktu, że Cię nie lubię.- ukazałam rząd swoich nieidealnych zębów.
- Nawet o tym nie pomyślałem!- uniósł ręce w geście obronnym, po czym opuścił garderobę.

Wiecie co?

Tam było wszystko!! Biżuteria  piękne ubrania i buty ... Były także stroje kąpielowe .

Ubrałam jeden z nich i owinięta ręcznikiem zeszłam na dół.

_________________________________________________________________________________

Hej!
Wiem, że się nie spodziewałyście 11 tak szybko, ale dzisiaj dzień przed testami się nie uczę xD jest dość długi i mam nadzieję, że się spodoba <3
Little Bird

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 10



Taxówkarz, który odebrał nas z jednej z obskurnych dzielnic, non stop podśpiewywał w rytm starego dobrego rock'a płynącego z radia.

- Lubię takich ludzi...- szepnęłam, opierając głowę o ramię mojego towarzysza.
- Dlaczego?- zapytał lekko kpiącym tonem głosu.
- Dlaczego?- zamyśliłam się.- Może, dlatego że tacy jak on, mając pewnie dużo problemów na głowie, cieszą się życiem... Patrz... Cieszy się z  pracy, którą wykonuje, mimo że nie zbije na tym fortuny.. Czyż nie wygląda na szczęśliwego?
- Jesteś słodka..- mruknął, ukrywając twarz w moich włosach.
- Niee...- zarumieniłam się.
- Przestań.
- Ale co?- zdziwiłam się.
- Zagryzasz wargę...
- I?
- Masz takie rumieńce...- pogłaskał mnie po policzku.
- Louis. Nie tak się umawialiśmy.
- Nie ma zasad.
- To ja je ustalę.- powiedziałam.
- Nie..

Przejechał palcem wzdłuż mojej ręki, powodując u mnie niesamowite dreszcze.

- Drżysz..- wyszeptał.
- Louis..- odsunęłam się na bezpieczną odległość.
- Przepraszam.

Miałam odpowiedzieć, kiedy odezwał się kierowca.

- Jesteśmy na miejscu.
- Ile się należy?- zapytałam.
- Nie wygłupiaj się.- warknął Tommo.
- 30 funtów.
- Proszę.

Lou wręczył starszemu mężczyźnie plik banknotów, po czym wysiadł by otworzyć przede mną drzwi.

- Dzięki.

Światło w sypialni na górze było zapalone...

-Amber dzisiaj pracuje?- zaciekawiłam się.
- Nie. Ma dzisiaj wolne.- rozszerzył oczy.

Przyspieszył kroku. Ja natomiast w pewnym momencie odpuściłam sobie próby nadążania za nim, zwolniłam. Po wejściu do willi od razu do moich uczu dobiegły krzyki dwóch mężczyzn. Wbiegłam na piętro.

Wiedziałam od początku .... Harry i Lou popychali się.

- Ej! Ej! Chłopaki! Spokojnie.- stanęłam pomiędzy nimi.
- Lottie, nie wtrącaj się.
- Louis! Daruj już sobie na dzisiaj!- krzyknęłam.
- Nie!

Złapałam go za rękę i chciałam odciągnąć na bezpieczną odległość, jednak straciłam równowagę...

- Louis!- jęknęłam.
- Mam Cię!- brat Lou złapał mnie.

Harry trzymał mnie mocno w swoich ramionach.

- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy hahahha.- odwzajemnił mój uśmiech.
- Lottie...?-odezwał się Louis.
- Tak?
- Możesz nas zostawić samych?
- Nie! Nie ma mowy!
- No idź.- zdenerwował się.

Wyszłam, mimo to wciąż czuwałam nad nimi, siedząc na podłodze obok drzwi.

- Harry. Nie możesz tutaj zamieszkać.- jego głos był cichy, lecz nadal brzmiał stanowczy.
- Dlaczego?
- Dobrze wiesz dlaczego.
- No właśnie nie za bardzo rozumiem.
- Ty nigdy nic nie rozumiesz. 
- Emm... Czekaaaj... Już wiem! Ha!- krzyknął po chwili zamyślenia Harry.
- Ciszej.- skarcił go Louis.
- Dobra, dobra. Już wiem o co chodzi! hahhahaha.
- No dawaj.
- Czyżby mój drogi braciszek zakochał się?
- Co?!? Proszę Cię!- wyśmiał go.

Moje serce drgnęło... On.. Wyśmiał Harry'ego.. Wyśmiał mnie!

- Louis... Zależy Ci na niej. Widzę to.- westchnął Lokaty.
- Nie. Nie widzisz. Nie znasz mnie. Nie wiesz o mnie nic.
- Rób tak dalej.. Okłamuj wszystkich.
- Nikogo nie okłamuje. Jedyną osobą, która kłamała byłeś od zawsze ty.
- Ja? Kto udawał, że idzie do kumpla, a szedł spotkać się z dziewczyną brata? Ja? Nie! Ty tak robiłeś!
- Harry... Mieliśmy o tym zapomnieć...
- Miałbym Ci od tak odpuścić?!
- Tak.
- Gdyby nie ty ona byłaby teraz moją narzeczoną!
- Zdradziłbyś ją prędzej czy później.. Albo ona Ciebie.- Louis odpowiedział oschle.
- Kurwa mać! Ty na prawdę nie wiesz co to miłość! I wiesz co?! Dziwię się komuś takiemu jak Charlotte, że w ogóle wytrzymuje z Tobą!

Gdybyś wiedział... Ohh Harry...

Młodszy z braci wybiegł nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.

- Siedziałaś tu cały czas?- Louis pojawił się w progu.
- Tak... Ja już pójdę.- podniosłam się.
- Dlaczego?- stanął na mojej drodze, patrząc mi prosto w oczy.
- Muszę...Mam dość na dziś.
- Odwieźć Cię?
- Nie trzeba.- pokręciłam głową.- Jest jeszcze jasno. Pójdę pieszo.
- Nie ma mowy. Zawiozę Cię.
- Na prawdę nie ma takiej potrzeby. Zadzwonię do przyjaciółki, przyjedzie po mnie.

Bez słowa odeszłam na bok, by wykonać telefon do Kate.

- Halo?- usłyszałam jej głos w słuchawce.
- Hej. Z tej strony Lottie.
- O! Hej! Jak tam na obiedzie z teściami?- pisnęła.
- Opowiem Ci jak wrócę, okej?
- Jasne! Czekam!- mogłam usłyszeć jaka podekscytowana jest.
- Mam pytanko.
- No dawaj.- zachichotała.
- Mogłabyś po mnie przyjechać?
- Co? Już?
- Tak... Wszystko wytłumaczę w domu.
- Podaj mi adres i wyślę Zayn'a po Ciebie.
- Dziękuję!

Po podaniu adresu, od razu rozłączyłam się.

- Będzie za 15 minut.- powiedziałam.
- Napijesz się czegoś może?- zaproponował.
- Nie.

Byłam oschła wobec niego. Myślałam, ze Kate ma rację... Że może Louis nie jest tak wyrachowany, jak na to wygląda... Jednak były to tylko marzenia głupiego. W rzeczywistości bawił się innymi i dbał tylko o siebie samego. Myślał, że poddam mu się, lecz po usłyszeniu tego co zrobił swojemu własnemu bratu, straciłam jakąkolwiek sympatię wobec niego.

- Nie przyjdę jutro do pracy.- stwierdziłam.
- Dlaczego?!
- Mam pewną sprawę do załatwienia.

Jak się już wszyscy zdążyli już domyślić, nie miałam niczego do załatwienia... Nie chciałam go widzieć i tyle.

- Pójdę już na zewnątrz.
- Lottie, zimno jest.- oburzył się.
- Nieważne.

Błyskawicznie złapał za moje ramiona.

- Co się z Tobą do cholery dzieje?!- wrzasnął.
- Co miałoby się dziać?- rzuciłam obojętnie.
- No nie wiem, to TY mi powiedz!
- No to proszę bardzo. Nic się nie dzieje.
- Eh... Masz jutro być w pracy.
- Dlaczego?!
- Bo ja tak chcę.
- Nie jesteś bogiem, Tomlinson.
- Twoim tak.
- Louis. Nienawidzę Cię.
- Kocham mnie. w końcu to zrozumiesz.
- Kiedy? Jak odejdę z tej pracy?
- A masz taki zamiar?
- Tak...
- Niestety.. Zobowiązując się do udawania mojej narzeczonej jednocześnie podpisałaś tak jakby umowę na pracę, aż do końca tego przedstawienia.
- C-Co?!
- Tak, właśnie. Przykro mi, ale będziesz musiała ze mną wytrzymać, aż do stycznia następnego roku.
- Dlaczego do wtedy?- zapytałam.
- Mam urodziny 24 grudnia, pobierzemy się na początku grudnia. W styczniu weźmiemy rozwód.
- Aaa! Wszystko już zaplanowałeś, tak?!
- Od początku aż do końca.
- Pierdolę Cię, Tomlinson.- syknęłam.
- Haha! Marzyłem o tym.... Tylko czekam, aż noc w noc będziesz jęczała moje imię.
- Jesteś chory! Lecz się!

Jak zwykle moje krzyki nie robiły na nim jakiegokolwiek wrażenia. Wręcz przeciwnie... Sądzę, że go tylko nakręcały. Nie zdziwiłam się nawet, kiedy jego ciało przylgnęło całą swoją powierzchnią do mojego, opierając mnie o najbliższą ścianę.

- Nie opierasz się? Nie będziesz się bronić?- zdziwił się.
- Nie. Jaki to ma sens? - zakpiłam.
- Masz rację.
- Jeśli przekroczysz granicę to po prostu powiem twoim rodzicom co planowałeś.- kontynuowałam swoją wcześniejszą wypowiedź.

Louis momentalnie cofnął się.

- Żartujesz, prawda?- zapytał niepewnie.
- W twoich marzeniach. Jeśli pozostaniemy przy tym co jest to twoi rodzice się nie dowiedzą. Nie dam się poniżyć, okej?
- Charlotte...
- Nie! Nie ma żadnego 'Charlotte...'! Koniec! Masz mnie traktować tak jakbyś sam chciał być traktowany!
- Ale...
- Khym khym...- usłyszeliśmy głos trzeciej osoby.
- Ktoś ty?!- wrzasnął Louis.
- Jestem..
- Cześć Zayn!- przerwałam mu, przytulając go.
- Hej, mała!- uśmiechnął się.

Może i ktoś mógłby pomyśleć, że jestem aż za blisko z chłopakiem mojej przyjaciółki, jednak Kate akceptowała to. W końcu, gdyby nie ja nie poznałaby Malik'a... Znałam go odkąd miałam 4 lata. Chodziliśmy razem do przedszkola, a potem nasze drogi skrzyżowały się także na poziomie podstawówki i gimnazjum... Był i jest moim bliskim przyjacielem... Na jednej z imprez za czasów liceum zapoznałam Kate z Zayn'em... I tak się zaczęło.. Teraz są nierozłączni od ponad 2 lat.

- Możemy iść?- uśmiechnął się mój przyjaciel.
- Jasne!- kąciki moich ust ponownie uniosły się.
- Lottie..- szepnął Lou.

Kiedy odwróciłam głowę przez ramie Szatyn patrzył na mnie bez żadnego wyrazu twarzy.

- Do jutra.- wypowiedziałam bezgłośnie.

_________________________________________________________________________________

Siemanko! xD
To jest taki suprajs z okazji świąt i 1000 wyświetleń :D Nie miałam dzisiaj
ochoty, by się uczyć xD :/ Wyszło tak, że napisałam najdłuższy z wszystkich rozdziałów!
Jak szaleć to szaleć, a co?! xD Muzyka do rozdziału może nie wszystkim się podobać, ale 
ja lubię tę piosenkę  :) A teraz chciałabym ...
Życzę Wam wesołych i ciepłych świąt! Aby w waszych domkach panowała super atmosfera, żeby całe to jedzenie nie poszło w biodra i żebyście były zawsze uśmiechnięte! Kocham Was bardzo :') <3
Little Bird <3
PS. Jakie wrażenia po You & I ?! Ja się poryczałam :') 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 9


- Przedstawienie trwa.- powiedział po raz kolejny Louis, kiedy czekaliśmy na jego rodziców.
- Długo będzie to trwało?
- Postaram się, żeby jak najkrócej.- szepnął.
- No jak dzieciaczki? Gotowi?- zaszczebiotała Johannah.
- Mamo, to my czekaliśmy na was!- oburzył się jej syn.
- Tak, wiem, Hahahha.- zaśmiała się.

Jego mama była na prawdę miłą kobietą... Nie należała do typu tych ludzi, którzy mając pieniądze myśleli, iż mogą innych traktować jak śmieci... Jej zachowanie było wręcz przeciwieństwem tej postawy. Dobrze wiedziała, że nie pochodzę z zamożnej rodziny, mimo to traktowała mnie jak równą sobie.

Restauracja, do której udaliśmy się była jedną z tych, na które w dzieciństwie mogłam jedynie patrzeć przez szybę od strony ulicy... Manager lokalu zaprowadził nas do jednego ze stolików, umiejscowionych lekko na uboczu. Wszystko było tak idealnie idealne.. Kryształowe żyrandole, złote sztućce, porcelanowe naczynia... Nigdy nie pomyślałabym, iż  będę jadła w takim miejscu, do tego w towarzystwie członków jednej z najbogatszych brytyjskich rodzin!

- Ślicznie wyglądasz, Charlotte.-  pan Tomlinson odezwał się pierwszy raz tego wieczoru.
- Ohh... Dziękuję! To Louis wybierał moją sukienkę.- uśmiechnęłam się.
- Aw... Mój Boo Bear.

Słysząc zdanie wypowiedziane przez swoją rodzicielkę mój tymczasowy narzeczony uniósł szybko głowę i spojrzał na rodziców ze złością.

- Miałaś do mnie tak nie mówić!
- Dobrze wiesz, że nie przestanę.- odparła chichocząc.

O dziwo Lou poddał się bez dyskusji... Tego wieczoru był jakiś.. Bez życia? Smutny? Może miał wyrzuty sumienia? 

Phii... Kogo ty oszukujesz?! On i wyrzuty sumienia?!

Rzeczywiście, ten człowiek nigdy w życiu chyba nie czuł czegoś takiego jak wyrzuty sumienia.

Johannah co chwilę rozglądała się dookoła, jakby wyczekując dodatkowej osoby... Jednocześnie zauważyłam dodatkowe nakrycie na naszym stoliku.

- Mamo, czekasz na kogoś?- zapytał.
- Tak.

Z oczu Bruneta bez przeszkód wyczytałam , iż wie kim jest ta osoba... raczej nie był zadowolony.

- Ooo! Harry!

Pani Tomlinson nagle wstała i przytuliła kogoś.. Zgaduję, że to na niego wszyscy czekali.

- Harry...- wyszeptał pod nosem Louis.

Moim oczom ukazał się chłopak w mniej więcej moim wieku.. Nie wiem jak.. Na prawdę nie potrafię wytłumaczyć jak to się stało, ale wyglądał on jak bohater jednego z moich snów! Ta burza loków.. Zielone oczy... Malinowe usta.. To musiał być on! Ale.. Jak? Nigdy wcześniej nie widziałam go przecież na oczy!

- Ty musisz być Charlotte!- zagadnął.

Na dźwięk jego głosu z lekką chrupką moje ciało przeszły dreszcze.

- T- tak.

Harry obszedł stolik, by przytulić mnie na powitanie.. Od razu uderzył mnie zapach jego wody kolońskiej. Taki... męski.

- Lottie. Siadaj.- Louis odciągnął mnie od Lokatego.
- Dlac..
- Bądź cicho.- powiedział stanowczo.
- Louis! Jak ty się odzywasz do swojej narzeczonej?!- skarcił go Mark.
- Co on tu robi?!- wrzasnął 'mój narzeczony'.
- Harry to twój brat!
- I co w związku z tym!? 
- Ma teraz przerwę przed pójściem na studia. Zamieszka u Ciebie.
- C- Co?! Nie ma mowy!
- Nie masz tu nic do gadania.- powiedział pan Tomlinson.
- No właśnie.- Harry uśmiechnął się złośliwie, obejmując brata ramieniem.
- Zostaw mnie.- warknął Lou.
- Louis..

Delikatnie położyłam dłoń na jego karku.

- Uspokój się... Proszę..- wyszeptałam.
- Wychodzimy.

Złapał swoją marynarkę zawieszoną na oparciu krzesła i pociągnął mnie w stronę wyjścia.

- Co to miało być?!- krzyknęłam.
- Nie wiesz nic.- westchnął.
- To mi powiedz.
- Harry to mój brat... Nigdy nie dogadywaliśmy się za dobrze. Ja przejąłem wszelkie obowiązki dotyczące rodzinnej korporacji, a mój braciszek pierdolony wolał się kształcić!- wywrócił oczami - A mój ojciec jeszcze śmiał przepisać mu w spadku połowę firmy!
- Ale.. Ten warunek.... Z małżeństwem..
- Właśnie.. Wykłócałem się długo.. W końcu testament został zmieniony... Jeśli nie znajdę sobie żony to firmę przejmie ten dupek..- wyjaśnił.
- ... Louis.. Mogę coś powiedzieć?
- Yhym...
- Nie uważasz, że rodzina powinna być ważniejsza od jakiś tam pieniędzy?
- ... Jakiś tam?! Tu gra toczy się o miliardy dolarów!
- Ah... Jednak.. Co ci będzie z pieniędzy jeśli rodzina nie będzie chciała na przykład z Tobą rozmawiać?
- Nie wiem...Nie zadawaj mi takich pytań.- mruknął.
- No dobrze... A więc.. Wracamy do domu na nogach?
- A kto tak powiedział?
- Przecież...
- Zaraz zadzwonię po taxówkę...  Ale najpierw chcę ochłonąć, dobrze?
- Oczywiście.. 

_________________________________________________________________________________

Cześć ,
A więc.. Rozdział chyba w sam raz.. xD Język,którym pisałam nie za bardzo mi się podoba, jednak chciałam skleić to w jedną spójną całość.. Jest nowy bohater!! Powiem Wam, że Hazza tutaj nieźle namiesza :D ^^ Co sądzicie o wybuchu złości Boo? :/ xD  I jeszcze... Następny rozdział może pojawić dość późno... mam 6 dni do testów i poświęcę je nauce :) 
A tak btw. To dzisiaj było rozdanie nagród w mojej szkole i zostałam szkolną Mistrzynią Języka Polskiego xD wiem, że ta informacja zmieniła wasze życie :p
Little Bird <3

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Zwykła Notka

Hej.
Chciałam tylko powiedzieć, że jest mi trochę przykro...
Staram się pisać jak najdłuższe rozdziały, bo tak większość chciała.. 
Na prawdę się staram ;'c Pierwszy rozdział miał 76 wyświetleń, ale to najmniej ważne.
Komentarzy coraz mniej.. Teraz był 3 czy 2 :/ Są osoby, które piszą mi na tt miłe słowa
motywujące do dalszego pisania.. Są też takie, które komentują tutaj od początku..
Osoby te będą wiedziały, że mówię o nich :) <3
Jednak, wracając... Każdy chciałby, żeby jego praca została doceniona nawet jednym krótkim
' Fajne ' czy też ' Do dupy, nie podoba mi się ' ;'c Nie chcę byście wzięły mnie za jakąś szmatę 
czy coś.. po prostu.. ;c
                                                Wiktoria

Btw. Kocham Was <3 

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 8


- Bądź jutro na 8.- uśmiechnął się Louis, kiedy już wysiadałam z jego samochodu.
- Jutro jest przecież sobota!
- Wiem.. Ale ktoś musi posprzątać po bankiecie.

Poczułam się jak Kopciuszek... Co ja sobie myślałam?! Że ubiorę piękną, droga suknię i nagle stanę się kimś ważnym?! Tak.. Tak właśnie pomyślałam, ale to nie tylko moja w tym rzecz... Louis dał mi też odczuć, że się liczę... A teraz? Znowu jestem nikim..

Ding dong! Minęła północ! Czas wrócić do rzeczywistości, Szara Myszko!

- Poza tym moi rodzice zostają u mnie na jeden dzień i... Powinnaś się zjawić.
- No dobrze... Do zobaczenia.- westchnęłam.

Było mi smutno... Jak mogłam się na to zgodzić? Kogo ja z siebie zrobiłam?

- Jak było?- zapytała Kate, wtulając się w swojego chłopaka, który jak zwykle u nas był.

Bez słowa poszłam do swojego pokoju... Łzy same cisnęły mi się do oczu..

- Ej, ej.. Co jest?- przytuliła mnie od razu.
- Ni... Nic..- powiedziałam ocierając zaszklone oczy.
- Przecież widzę.
- Kate.. Na prawdę wszystko okej.
- Zaufanie. Pamiętasz?
- Pamiętam... Nigdy nie zapomnę.
- W takim razie czekam na wyjaśnienia... I nie płacz już.- pogłaskała mnie po plecach, by dodać mi otuchy.
- Lo... Louis.. Pocałowaliśmy się. -zaszlochałam.
- ... To źle?
- TAK!
- Dlaczego?
- Ja.. Nienawidzę go!
- Kochana... Daj mu szansę.. Może nie jest taki zły, jakim się wydaje? Może tylko udaje.. Takiego.
- Nie. On nie udaje. Po prostu taki jest.
- Skąd możesz to wiedzieć? Wiesz jaki jest kiedy nikt nie patrzy? Oczywiście, że nie wiesz... Tylko sam Tomlinson to wie.
- No niby tak... Ale.. Nie chcę go poznawać bliżej.
- Rozumiem.. Ale nie bądź dla niego za ostra.. To tylko człowiek.

W mojej głowie od razu zabrzmiał fragment piosenki Christina'y Perri. ' I'm only human' śpiewałam w myślach.

- Słuchasz mnie w ogóle?- zapytała przyjaciółka.
- Tak.
- Daj mu szansę... Daje Ci słowo, że nie pożałujesz.
- Co ty?! Jego prawniczką jesteś czy jak?!- zaśmiałam się.
- Nie, hahahhah. Po prostu potrafię dostrzec dobro w ludziach, nie widząc ich nawet raz na oczy.
- Ehh...
- Idź się wykąp. Pewnie jesteś zmęczona.

Miała rację.. Wyczerpanie dopiero teraz dawało mi się we znaki.. Dosłownie ostatkiem sił udałam się do łazienki, by wziąć prysznic.

Nie miałam zamiaru wspominać  przy Kate o intrydze w jaką zostałam wplątana.. Było mi wstyd. Nawet bardzo.

Tej nocy praktycznie nie spałam... Myślałam nad tym wszystkim. Miałam ogromny mętlik w głowie. Narzeczona, ślub, rodzice, firma, kłamstwa... To się dzieje za szybko. To nie tak miało być! Miałam tylko tam pracować... Ale skąd miałam wiedzieć, że niejaki Louis Tomlinson, bogaty, młody, przystojny mężczyzna, to psychopata?

Obudziłam się równie zmęczona, co wcześniej...

- Dzień dobry.- mruknęłam.
- Hej.- uśmiechnął się Zayn, chłopak Kate.- Śniadanko?
- Ehh... Niestety nie mam na nie czasu.
- A to dlaczego?
- Muszę iść do pracy zaraz.

Moja współlokatorka, przecierając oczy weszła do pomieszczenia.

- Jest sobota.- powiedziała lekko zachrypniętym głosem.
- Wiem.. Muszę dzisiaj pracować.
- Jak to?- zapytał Zayn.
- Długa historia.- westchnęłam.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

- Otworzę!- krzyknęła Kate.

Oczywiście nikt się nie sprzeciwił jej propozycji... Nikomu innemu nie chciało się ruszyć swojego tyłka.

- Lottie! Ktoś do Ciebie!- usłyszałam po chwili.
- Kto?!

Wolnym krokiem opuściłam kuchnie, by w drzwiach wejściowych do mieszkania ujrzeć... Louis'a?!

- Co ty.. Co ty tu do cholery robisz?!
- Dzień dobry.- uśmiechnął się bezczelnie.
- Po co tu przyszedłeś?!

Kate szturchnęła mnie.

- Mam sprawę.- wzruszył ramionami.
- Jaką?
- Hmm... Mogę wejść?
- Nie.
- Jasne. Wejdź.- odezwała się moja przyjaciółka.

Spojrzałam na nią wściekła.

- Możemy porozmawiać na osobności?- zapytał Lou.
- Wolałaby, żebyś wyszedł, ale.. Okej. Chodź.

Tomlinson nachylił się szybko do mojego ucha i szepnął:

- Wiem, że chcesz, żeby został jak najdłużej..

Obrócił mnie twarzą do siebie i pocałował.. Na oczach Kate.. Zayn'a!!!

Jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć lub zrobić już ciągnął mnie w stronę mojego pokoju.

- Skąd wiesz, który jest mój?- zaciekawiłam się.
- Strzelam.

O dziwo dobrze 'strzelił'!

- Jaka to sprawa?- spytałam od razu.
- To dla Ciebie.

Wręczył mi dotychczas trzymaną przez niego torbę.

- Co to?
- Sukienka, buty itp.
- Ym.. Po co?
-  Otóż... Nastąpiła zmiana planów. Moi rodzice chcą zabrać NAS do jakiejś restauracji na obiad 'rodzinny'.
- Co?! Nie ma mowy, żebym jechała z Tobą!
- Nie masz wyboru. Zgodziłaś się.

To prawda... Ma racje.

- Eh... Ile mam czasu na przygotowanie?
- Ile potrzebujesz, Kochanie.- zaśmiał się.

Słysząc jego słowa .. Mogę przysiąc. Zachciało mi się wymiotować.

Co jak co.. Muszę to powiedzieć.. Sukienka, którą wybrał była na prawdę ładna!

- Gotowa?- zapytał, gdy uchyliłam delikatnie drzwi łazienki.
- Nie wiem..
- No pokaż mi się.

Usłyszałam skrzypnięcie mojego łóżka. Wstał.

- Lottie..
- Brzydko wyglądam. Nie wyjdę.
- Nie przesadzaj.

W ostateczności on sam przyszedł do mnie.

- Wyglądasz pięknie!
- Nie kłam.
- Nie kłamię... O! Zapomniałbym.
- Hm?

Wygrzebał coś z kieszeni.

- Daj mi rękę.

Podałam... A on wsunął na mój palec piękny pierścionek.

- Narzeczona.- stwierdził.
- Taaak...
- Przedstawienie trwa, Charlotte.
- Wiem... Nie musisz mi przypominać..


_________________________________________________________________________________

Hejka!
Rozdział co prawda taki sobie, ale troszkę długi.. Przynajmniej jak na mnie xD Powiem wam, że może się wydawać, że akcja toczy się ciut za szybko..  Jednak tylko ja wiem co się stanie.... Buahahahha xD Mogę zdradzić  tyle, że pojawi się nowy bohater! On zmieni wszystko :D 
Little Bird <3

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 7

- Nie będę piła żadnego wina!- odstawiłam szklane naczynie na najbliższy stolik.
- Jak chcesz..- wzruszył obojętnie ramionami.
- Powiesz mi w końcu o co tu chodzi?!
- Shhh... Chodź.

Przyłożył swój palec do moich ust, po czym złapał mnie za rękę i zabrał do zamkniętej części domu na piętrze.

- Chwila.-przekręcił klucz w zamku.

Byliśmy w jego sypialni.

- Posłuchaj..
- Cały czas Cię słucham!!- wrzasnęłam.
- Lottie..

Usiedliśmy na brzegu łóżka.

- Powiedziałem moim rodzicom, że jesteś moją narzeczoną...- jego głos był całkowicie spokojny.
- ... Oszalałeś?!

Spojrzałam na niego, by upewnić się, że mówi poważnie.... 

- Na serio?- otworzyłam lekko usta, nie dowierzając.
- Tak.
- Dlaczego?!
- Ojczym postawił mi warunek.
- Jaki?
- Jeśli do dwudziestych drugich urodzin znajdę sobie porządną żonę to odziedziczę jego firmę.
- ... Nie wezmę z Tobą ślubu!
- To nie tak...
- To jak?! Ja już nic nie rozumiem!- ukryłam twarz w dłoniach.
- Charlotte...

Louis przytulił mnie, jednak ja szybko wyrwałam mu się.

- Weźmiemy ślub.. Ale po kilku tygodniach rozstaniemy się!- wyjaśnił.
- Nie ma mowy.- tupnęłam nogą jak mała dziewczynka.
- Proszę Cię!
- Nie!
- Zapłacę Ci!
- Louis!! Nie rozumiesz, że nie wszystko kręci się wokół pieniędzy?!
- Rozumiem.- mruknął.
- Nie widać...
- Proszę Cię... To dla mnie na prawdę ważne..
- Nie jestem Panią do wynajęcia!
- Wiem! Dlatego wybrałem Ciebie!
- Czyli..?- uniosłam brwi.
- Chcę mieć z tego też jakąś przyjemność.

Wściekłam się.

- Jak.. Jak śmiesz?!- popchnęłam go.
- Charlotte..- westchnął.
- Nie możesz mnie tak traktować!!- po raz kolejny pchnęłam go.
- Przestań!!- złapał mnie za oba nadgarstki.

Nasze oczy spotkały się.

- Louis.. Ja...

Nie dokończyłam, ponieważ poczułam jego usta napierające na moje własne. Wiecie co wam powiem? Nie przerwałam.. Wręcz przeciwnie. Pogłębiłam pocałunek. Cholera...! Jak on dobrze całował..

Co ty robisz?! - skarcił mnie mój wewnętrzny głos.

- N.. Nie. Odsuń się.- jęknęłam.
- Ale..
- Nie chcę. Przepraszam.
- Rozumiem...
- Chodźmy.

Bez słowa zeszliśmy na dół.

- Louis.. ja chyba już pójdę..
- Dlaczego?
- Bo.. Sam wiesz...
- Zostań..
- Nie mogę...
- Proszę..

Pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął się lekko.

- Nie rób tak..- wyszeptałam.
- Jak?
- Tak jak teraz! Nie jesteśmy parą!
- Ale możemy...
- Co to to nie.
- Zobaczymy.
- Jesteś straszny.- mimo wszystko zaśmiałam się.

Louis odwrócił się, jednak widząc wzrok swoich rodziców spoczywający na nas, szybko pocałował mnie.

- Tomlinson!! Pajacu jeden!
- Hmm...?- ukazał rząd białych zębów.
- Nienawidzę Cię.
- Uwielbiasz mnie.

Pokręciłam głową i odeszłam.

- Dokąd idziesz?- usłyszałam jego głos za plecami.
- Do domu.
- Na nogach? o 23? Przez pół miasta?
- Tak.
- Podwiozę Cię.- zaproponował.
- Nie trzeba.
- Trzeba.

Ostatecznie zgodziłam się... Perspektywa zostania zgwałconą w jakimś ciemnym zaułku nie uśmiechała mi się.

- Jak Ci się podobało na bankiecie?- jego głos przerwał ciszę, panującą we wnętrzu sportowego samochodu.
- Nie za dobrze się bawiłam.
- Ehh... Lottie, posłuchaj. Pomożesz mi i zniknę z twojego życia.
- Nie pomogę Ci. Nie mam powodu.
- Masz jeden.- stwierdził.
- Jaki? Hm?!
- Podobam Ci się! Haaahahah!
- Ty jesteś chory!
- Nie.. Domyśliłem się.
- Nie mów już do mnie. Proszę Cię. Dla swojego dobra nie mów już nic.

Nie powiedział... Za to zrobił.. Zatrzymał się na uboczu i zamknął automatycznie wszystkie drzwi.

- Co ty robisz?!- wystraszyłam się.
- Korzystam.
- C- co?!

Pocałował mnie namiętnie, podczas gdy jego ręka sunęła w górę mojego uda.

- Zostaw mnie!
- Lottie. Daj się ponieść!
- Nie! Puść mnie!

Nagle wyprostował się.

- Porozmawiajmy.- powiedział.
- O czym ty chcesz rozmawiać?!
- O nas.
- Nie ma żadnych 'nas' !!
- Ale będą.
- Wiesz co?
- Co?
- Boję się Ciebie.
- I dobrze.- zachichotał.
- Pojedziemy kiedyś dalej?
- Nie.
- Louis!
- Pojadę dalej jeśli się zgodzisz.
- Nie ma mowy!
- To będziemy tu spali.
- No i już.- zdenerwowałam się.
- Razem.. Obok siebie..
- Jezu! Dobra! Zgadzam się! Tylko jedź!

Byłam prze szczęśliwa kiedy znów mknęliśmy ulicą.

_________________________________________________________________________________

Hej :D
To jest kolejny przejściowy rozdział.. Ma on tylko zrobić wstęp do następnego rozdziału :) Dlatego nie jest za długi i jest w sumie samym dialogiem xD następny wkrótce :D <3
Dziękuje wam za każdy komentarz <3 każdy rozdział czyta po 40 osób, a pierwszy 60 a komentarzy 4 :/ Dlatego chcę podziękować baardzo za każdy <3 
Little Bird :)
Szablon by S1K