czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 27




Ostatni raz spojrzałam na Harry’ego. Jego rzęsy spoczywały na policzkach, a usta były lekko rozchylone. Loki krzątały się po całej poduszce, kiedy przytulił koc w poszukiwaniu mnie.


- Kocham Cię.


Wyszeptałam, po czym najciszej jak tylko potrafiłam udałam się na parter. Wszyscy nadal spali. Kilka przekleństw wydostało się wraz z moim westchnięciem, kiedy drzwi na ogród zaskrzypiały podczas otwierania. Ochroniarz pełniący nocną zmianę spał w budce obok bramy, więc bez dalszych problemów wydostałam się na ulicę. Dom Liam’a znajdował się bardzo daleko od Oxford’u, dlatego musiałam po raz kolejny zamówić taxówkę.


- Dziękuję.- powiedziałam, po czym wręczyłam kierowcy kilka banknotów.


Pozostało dziesięć minut do godziny szóstej. Usiadłam na murku obok ustalonego miejsca… Minuty mijały w nieubłagalnej ciszy, którą przerwała dopiero nadjeżdżająca znana mi furgonetka.  Ku mojemu zdziwieniu z środka wysiadł dość przystojny mężczyzna, mający około 38 lat.


- W końcu się spotykamy, Charls.


Tylko Kate może tak do mnie mówić, chuju.


- Przejdźmy do sedna sprawy.- warknęłam.
- Mm.. Zadziorna.
- Spieprzaj.
- Masz pieniądze?


Pomachałam mu przed oczami plecakiem.


- Masz Lou?


Cofnął się, by rozsunąć drzwi. Dostrzegłam Szatyna związanego i zakneblowanego.  Był w okropnym stanie. Podarte ubrania, skóra pokryta brudem oraz licznymi siniakami… Nie wspominając już o ranach. Zakryłam usta dłonią.  Tak cholernie chciałam go stamtąd zabrać!


- Wypuść go, a ja dam Ci pieniądze.
- Nie. Rzuć plecak w moją stronę i dopiero wtedy go puszczę.
- Kurwa.


Zrobiłam co kazał.


- Grzeczna dziewczynka.


Nie zdążyłam się odgryźć, ponieważ wielka, spocona ręka spoczęła na moich ustach. Zostałam zaciągnięta do samochodu.



***



- Co do…- jęknęłam.


Okropny ból rozszedł się falą po moim ciele. Wokół było ciemno i zimno. Nie miałam siły nawet, by się podnieść .


- Ugh… Kurwa.


Nagle otworzyły się drzwi naprzeciw mnie i rozbłysło rażące światło zwykłych najtańszych żarówek.


- Księżniczka się obudziła!


Zauważyłam, iż moje ręce i nogi były unieruchomione.


- Jak się masz?- zapytał.
- Nie udawaj, że Cię choć trochę to obchodzi.
- Masz rację.
- Dlaczego to wszystko robicie?
- Po części dla pieniędzy.
- Po części?


Starałam się ukryć swoje zmęczenie.


- Wyrównuję rachunki z przeszłości.
- Jakie?
-… Twoi przyjaciele ostrzegali Cię, byś nie wychodziła z domu…- zmienił temat.
- Skąd ty to…


Zobaczyłam opierającego się o ścianę Arthura.


- Ty chuju pierdolony.- warknęłam.
- Nie odzywaj się,  mała dziwko!- podszedł do mnie i uderzył mocno w mój policzek.
- Zostawiam Was!- jeden z porywaczy wyszedł.
- Zostaliśmy sami…
- Nie dotykaj mnie!


Jego dłoń bez drgnięcia sunęła wzdłuż mojego uda.


- Pobawimy się?


Splunęłam w jego twarz.


- Mrr…
- Jesteś chory!
- A ty taka niewinna…
- Zabierz te łapy!
- Poproś.
- Chyba Cię pojebało.
- W takim razie…


Ujął między opuszki brudnych palców brzegi mojej bluzki.


- Hm… Tak się nie da…- szybko rozerwał cienki materiał kryjący moją klatkę piersiową.
- Nie. Nie. Nie.- zachłysnęłam się ciężkim powietrzem.
- O. Tak, Mała.                                    


Więzy oplatające zarówno moje kończyny jak i krzesło, zręcznie zostały rozwiązane.


- Nawet nie próbuj.- ostrzegł.


Zerwałam się na równe nogi, lecz Arthur zamknął moje nadgarstki w żelaznych uściskach, ponownie sadzając mnie na krześle.


- Będziesz grzeczna? Jeśli nie to zrobię Ci gorsze rzeczy niż planuję.
- Yhym.


Zniknął gdzieś w ciemnej części pomieszczenia. Wiedziałam, że czekał tylko, aż spróbuję uciec… Mimo iż zdawałam sobie z tego sprawę to właśnie to uczyniłam. Chwilę później rozbrzmiał przeraźliwy rechot mężczyzny.


- Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego co dla nich najgorsze.* - zacytował.- Prawdziwe, nieprawdaż?


Odwróciłam się w jego stronę zdezorientowana.


- Zapraszam!- wskazał na zasłane łóżko, którego wcześniej nie dostrzegłam.
- Podziękuję.- rzuciłam z sarkazmem.
- Nieładnie tak odmawiać.


Kiedy odepchnęłam go od siebie, złapał moje włosy.


- Wyrwę Ci je wszystkie jeśli zajdzie taka potrzeba.



Pulsująca skóra głowy zdawała się palić… Tak jak pozostałe części mojego ciała.


- Leż i się nie ruszaj.


Czułam gorzkie łzy płynące po moich policzkach, gdy zdejmował ze mnie wszystkie ubrania, rzucając przy tym kilka zarówno kąśliwych jak i obleśnych komentarzy.


- No. No.
- Proszę… Proszę nie…- zawyłam.
- Prosisz o co?
- P -Proszę, nic mi nie rób.
- Hm… Nie.


Jednym ruchem rozchylił moje uda , mimo iż z wszystkich sił starałam się, by pozostały zaciśnięte.


- Przy mnie poczujesz się dobrze…


Nagle rozległy się trzy stuknięcia w drzwi.


- Czego do cholery?!- wrzasnął Art.
- Mamy problem!
- Akurat teraz, kurwa?!
- Nic na to nie poradzę! Masz 2 minuty!- ogłosił głos zza metalowej powłoki, po czym jego właściciel odszedł.
- Zabawimy się innym razem.- warknął do mnie.


Wychodząc, uchylił się do tyłu, żeby wepchnąć do środka nikogo innego jak Louis’a.


- O mój boże…- jęknęłam.


Chłopak klęczał na zimnej podłodze, a z jego twarzy brodziła krew.


- Co oni ci zrobili?


Tommo uniósł nagle głowę, jakby wreszcie zdając sobie sprawę z mojej obecności.


- Ch… L… Lottie.


Brzmiał naprawdę słabo. Każda głoska jaką wypowiedział była niewyraźna.


- Poczekaj.- owinęłam się cuchnącym kocem, po czym podeszłam do niego.- Chodź.


Najdelikatniej jak tylko potrafiłam pomogłam mu się podnieść.


- Kurwa.


Posadziłam go na materacu, aby otrzeć bordową ciecz choć po części z jego policzków, czoła, nosa oraz brody.


- Um… Khym. S-Skąd ty.. tu?- wycedził z bólem w oczach.
- Chciałam.. Chciałam Cię uratować.
- Mnie?
- Tak. To takie dziwne?
- T.. Troch..
- Rozumiem.


Wyglądał… Cóż… Okropnie. Nawet w 12% nie przypominał samego siebie.


- Odpocznij.- zaproponowałam, jednak on jakby nie kontaktował.


Niedługo było nam dane cieszyć się ciszą i spokojem, ponieważ już dwadzieścia minut później powróciło trzech mężczyzn.


- Ubierz to.- powiedział jeden, rzucając w moją stronę ubrania.




***



Minął piąty dzień pozbawienia mnie wolności… Byłam brudna, sponiewierana głodna i przede wszystkim przestraszona. Louis codziennie powracał do pokoju, w którym nas  trzymali, z coraz to większymi i gorszymi obrażeniami. Stawał się chudszy i nie mówił, ponieważ po prostu nie mógł. Brakowało mu sił.


- Musimy coś zrobić.- przechadzałam się tam i z powrotem.
- T…
- Nie przemęczaj się.- spojrzałam na niego z czułością i strachem.
- Ew. Jak słodko.- odezwał się ktoś za mną.


Dreszcz, który przeszedł przez moje ciało, przypomniał mi o rwącym bólu w piszczelu. Ból ten był wspomnieniem dnia, w którym sprzeciwiłam się im i zostałam pobita.


- Że też masz jeszcze siły…-  bąknął porywacz.
- Ta.
- Wasi przyjaciele chyba niezbyt się wami interesują, skoro nadal ich tutaj nie ma.
- Ręczę Ci, że niedługo się z nimi spotkasz.


Mężczyzna nie odpowiedział, ponieważ Arthur poprosił go na stronę… Mówiąc „poprosił” mam na myśli, że złapał go za koszulkę i pociągnął w kąt.


- Twój syn ledwo daje radę.- dosłyszałam.


Syn?
Ma syna?
Biedny chłopak.


- Chcę pić. – krzyknęłam.
- I co w związku z tym?
- Że macie mi dać wody.
- Nie.
- Jestem też głodna.
- Obejdziesz się bez tego.
- Ja może i tak, ale on nie.- napomniałam o Tomlinsonie.
- Wytrzymał tyle dni to kilka lub kilkanaście więcej nic mu nie zrobi.
- Zrobi, kurwa.
- Nie bądź taka wyszczekana, Suko.
- Spierdalaj.


Ręka Arthur’a znalazła się w powietrzu, wymierzając mi policzek, lecz w tym samym momencie żelazne drzwi otworzył się.


- Witam!- ryknął przybysz.


Odruchowo odwróciłam głowę, poznając ten głos.


- A  myśleliśmy, że nigdy się nie zjawisz!- zawołał jeden.
- Harry…- pisnęłam cicho.


Wzrok chłopaka momentalnie zatrzymał się na mnie, a jego twarz pobledła.


- Kochasz ją, prawda?- zakpił, jak się dowiedziałam, Tom.
- Puść ją.- syknął Lokaty. Za jego plecami zauważyłam Zayn’a oraz Liam’a.
- Ani się rusz.


Poczułam broń przykładaną do mojej skroni.


- Całkowicie Cię już popieprzyło, Tom.- skwitował Payne.
- Skąd znasz moje nazwisko?


Nazwisko?!


- Myślałeś, że nikt się nie domyśli kim jesteś?- odezwał się tym razem Zayn.
- Tego się spodziewałem.
- Gdzie się podziewałeś przez te wszystkie lata?


Brzmiałoby to jak pogadanka starych znajomych, gdyby nie fakt, iż byłam na muszce.


- Tu i tam.
- Kim…?


Nie dokończyłam, ponieważ pistolet został mocniej dociśnięty do mojej skóry.


- Charlotte. Poznaj biologicznego ojca Louis’a.- powiedział Harry.
- O-Ojca?!
- Tak, Księżniczko.- zgodził się „Tom”.
- Przecież ty…
- Ukartowałem to wszystko. Pogrzeb był przykrywką dla mojej ucieczki.


 To wszystko jej popieprzone.


- Straciłem wszystko i teraz wy zapłacicie mi za to.- syknął, kierując broń w stronę Zielonookiego.


Wszystko potoczyło się szybko.
Strzały.
Uderzenia.
Krew.
Krzyki.
Zayn upadający na posadzkę.
Policja.


Czułam jak poziom adrenaliny w mojej krwii spadł gwałtownie, kiedy nie byłam już w stanie dłużej utrzyma ć uniesionych powiek.


- Chcesz wrócić do domu?- zapytała Demi, czekająca na zakończenie przesłuchania Liam’a.
- N -Nie… Poczekam.


Złapałam się za bok, okryty grubą warstwą bandażu.


- Co ci się konkretnie stało?
- Nie za wiele pamiętam. - przyznałam.- Ktoś chciał mnie dźgnąć nożem, ale skończyło się na dość głębokiej, ale nie poważnej ranie.
- Miałaś szczęście w nieszczęściu.


Pokiwałam głową, całkowicie zgadzając się z nią.
Szpitalna atmosfera, strachu i niepewności, zdawała się oddziaływać na wszystkich zgromadzonych na korytarzu. Nikt nie mówił. Każdy wpatrywał się jedynie w białe ściany lub wypłakiwał swoje oczy. Widziałam lęk w oczach Demi. Nasze oczekiwanie zdawało się nie mieć końca. Zayn znajdował się na bloku operacyjnym. Liam był wypytywany przed dwóch detektywów, natomiast Lou spał wycieńczony. Ja również miałam zostać tutaj na noc, jednak nie zgodziłam się mimo okropnego bólu wypełniającego każdy zakamarek mojego ciała. Nienawidzę szpitali. Kojarzą mi się one ze śmiercią.


- Gdzie jest Harry?- zapytała Jo, mama Styles’a oraz Louis’a.
-Pozwolili mu pojechać do domu, przebrać się. Zaraz wróci na przesłuchanie.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.


To był naprawdę straszny dzień… Modliłam się tylko o sen… W moim ciepłym łóżku.


- Lottie. Wracaj do domu. Mark Cię zawiezie. Nic już tutaj nie zdziałasz.
- Nie dziękuję…. Poczekam.
- Kate także musi odpoczywać, a sama przecież nie wróci.

Rzeczywiście. Jest w ciąży, a jestem pewna, iż najadła się wielu nerwów.

- No dobrze…- mruknęłam.
- Lottie pojedzie z wami.
- Lottie?- zdziwiłam się.
- Tak. Siostra moich chłopców.


Odwróciłam głowę. Dostrzegłam niską blondynkę u boku Mark’a.  Jej oczy były opuchnięte od płaczu, a dłonie trzęsły się. Wyglądała na może 16 lat.


- Kate…- dotknęłam jej ramienia, by na mnie spojrzała.- Jedziemy do domu. Chodź.
- Nie!- zaprotestowała.- Zostaję tutaj. Nigdzie się stąd nie ruszam, dopóki nie będę miała pewności, że z Zayn’em wszystko dobrze!
- Musisz dbać już nie tylko o siebie czy Zayn’a.- przypomniałam jej.
- Ugh. Dobra.


Kilka osób, prawdopodobnie również czekających na wieści o stanie swoich bliskich,  zmroziło nas wzrokiem. Cóż…. Oczywiście, że nie powinnyśmy krzyczeć w takim miejscu, jednak wszystkim już puszczały nerwy.


- Wszystko będzie dobrze.- pocieszył nas zmartwiony Mark.
- Mam taką nadzieję. Lottie?


Zareagowałam zarówno ja, jak i siostra Lou.


- Masz na imię Charlotte?- zapytała.
- Tak. Ty też, co nie?
- Yhym. Jesteś…?
- Dziewczyną Harry’ego.
- A nie Lou?
- Nie… Już nie.- odpowiedziałam tonem wypełnionym ukrytym bólem.
- Kocha Cię.- stwierdziła.
- Nie. Sam mi powiedział, że nie.
- Kiedy wrócimy już do domu, opowiem ci coś.
- Dobrze.


Co takiego mogła mieć mi do przekazania?


Idąc wielkim parkingiem wpadłam na Harry’ego, który wartkim krokiem kroczył ku budynkowi.


- Gdzie jedziecie?- jego oczy pomknęły po naszych  twarzach.
- Dziewczyny są zmęczone.
- Dołączę do Was niedługo.


Ucałował czubek mojej głowy, po czym szepnął:


- Kochanie… Nigdy więcej mi tego nie rób.
- Nie mam takie zamiaru.




***



Lottie z zafascynowaniem patrzyła na zdjęcia stojące na komodzie w moim pokoju.

- Mogę już opowiadać?- zapytała.
- Oczywiście,- odparłam z uśmiechem.
- A więc…


 * Cytat z Harry'ego Potter'a 
 _____________________________________________________________

Hej!
Sprawa rozwiązana! Nie chciałam, żeby to stało
się tak szybko, ale nie potrafię przeciągać.
Lepiej, żeby szybciej dowiedzieć się jaka jest odpowiedź
na pytanie niż żeby tekst był monotrony, prawda?
Dość długo jest, co nie? :D
Piszę teraz w Wordzie i sprawdzam czy rozdział ma
wyznaczoną liczbę słów xD
Długo brałam się za pisanie tego rozdziału.
Staram się jak najszybciej je pisać, ale
kończę gimnazjum i teraz mam dużo nauki.
W poniedziałek poprawiałam fizykę i matematykę.
We wtorek EDB, w środę jechałam do lekarza związanego
ze zmianą szkoły. Dzisiaj biologię, a jutro  znowu do lekarza,
więc jak widać jestem dość zajęta.
Czas pytań!

Question 1: Którakolwiek z Was pomyślała, że porywaczem
mógłby być biologiczny ojciec Louisia? :)

Question 2: Jak oceniacie postępowanie Charlotte? Dobrze zrobiła
idą na spotkanie z porywaczami czy jest głupia? xD

Question 3: Zayn przeżyje tę operację?

Question 4: Co może Lottie opowiedzieć siostra chłopców?

Odpowiadajcie na pytania w komentarzach i do następnego :D
 Dodałam nowego bohatera do zakładki :)

Little Bird ♥

14 komentarzy:

  1. super rozdział! tyle akcji!
    1. nie
    2.też bym tak zrobiła xD
    3. niech żyje!
    4. że Lou ją kocha <3

    Osobiście chcę żeby Harry był z Lottie xD
    czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE NIE NIE NIE NIE KURWA NIE.
    TO O WIELE ZA DUŻO JAK NA JEDEN ROZDZIAŁ.
    KUŹWA JESTEM POPIEPRZONA, PŁACZĘ, NIE WIEM DLACZEGO AHAHAH XD
    To było dobre, kuźwa, bardzo dobre.
    Nie mam siły po takim rozdziale nic więcej napisać, poważnie. Ręce mi się trzęsą jprdl co się ze mną dzieje? XD
    A teraz ci odpowiem na pytania:
    1. NIE
    2. JEST GŁUPIA DO CHOLERY XD
    3. Przeżyje, musi :)
    4. Pfff, proste! Powie jej że Lou ją kocha :D
    Nigdy więcej mi tego nie rób, nie w czwartek popołudniu bo się nie zdążę ogarnąć z tych emocji do rana do cholery! XD
    *Oddychaj Ania, oddychaj...*
    Kocham cię! ♥
    @uniquenewstyles

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu to tak szybko się potoczyło? Niby tyle się działo, ale wszystko opisywałaś po jednym zdaniu i w sumie niewiele emocji temu towarzyszyło. Zawiodłam się :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mogę powiedzieć...? Powtórzę. Wolę szybko zakończyć jeden wątek niż go naciągać na siłę. Starałam się pisać jak najlepiej więc... nie mam sobie za dużo do zarzucenia. Nie jest najlepszy, ale też nie całkowicie do dupy.

      Usuń
  4. Jejkuu !! Rozdział jest genialny <33
    Odpowiedzi na pytania:
    1.Nie pomyślałam,i jestem strasznie zdzwiona tym calym gownem z jego biologicznym ojcem
    2.Szczeże mówiąc też by tak zrobiła i w głęb duszy myślę że Lottie kocha Lou 3
    3. Przeżyje Musi przeżyć przecierz zstanie ojcem !!
    4 myślę ze opowie jakąś historyjke o tym ze sa bardzo lisko z Lu (sis i brat) i że czesto mówił jej że ją kocha itp...
    Kocham Cb i czekam na nexta <333333$

    OdpowiedzUsuń
  5. 1) No co Ty ;o haha xd 2) Była to zła decyzja, aczkolwiek sama bym tak postąpiła ;) 3. Ma żyć ! On ma być ojcem, wiec ALIVE ! :D 4. Że ją kocha itp. ;p świetny rozdział, tyle się dzieje :3 @sluumberr

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe jak zawsze. :* mam jeszcze taką małą prośbę. Mogłabyś zrobić wersję mobilną bloga? Bardzo ułatwiłoby to czytenie niektórym osobą w tym I mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. 1.nie
    2.ona kocha Lou tylko jest zauroczona Harrym.dobrze ze tam poszla
    3.tak
    4.nie mam pojecia ze Lou ja kocha i ma dla niej niespodzianke lub Harry chce ja wyykozystać a Lou mu zabroni
    BOSKO!!!!! w takim momencie wez...musiałaś skonczyć????

    OdpowiedzUsuń
  8. 1,NIE
    2.Dobrze
    3.MA ŻYĆ I BEZ DYSKUSJI
    4.No to to nie wiem.

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K